autor: Marcin Plewka
Cztery wyścigi przed końcem przewaga lidera, Marca Marqueza nad drugim w generalce Andreą Dovizioso wynosi 77 oczek. Zatem jeżeli Włoch myśli o przedłużeniu swoich marzeń o mistrzowskim tytule, musi z dużą przewagą wygrać z Marquezem nie tylko w nadchodzącej GP Japonii, ale i w kolejnych wyścigach. Wniosek jest prosty: wygrana Marqueza na torze w Motegi oznaczać będzie zwycięstwo w całym cyklu MotoGP.
Niestety matematyka jest w tym przypadku bezlitosna.
Wydaje się zatem, że jedynym zawodnikiem, który mógłby Marquezowi odebrać siódmy tytuł Mistrza Świata jest…Marc Marquez. Tylko katastrofa lub kontuzja – a tego nie życzymy nikomu – może pozbawić go trofeum. Ponadto, Hiszpan ma już wprawę w świętowaniu zdobycia Mistrzostwa w Japonii. Czyni to regularnie co dwa lata.
2014:
i 2016:
Czy pora na powtórkę w 2018 roku?
Moim zdaniem, jest już po sprawie. Dlaczego? Wystarczy przeanalizować tegoroczne zmagania. Siedem zwycięstw i łącznie jedenaście razy na podium. Wciąż jeszcze młody Hiszpan do swojego kosmicznego talentu dokłada coś, co charakteryzuje największych mistrzów – wyrachowanie. W tym roku oglądamy Marca Marqueza w najlepszej wersji samego siebie. Marqueza, który nie tylko zachwyca agresją na torze (czasami przesadną, jak w Argentynie), czy spektakularnymi obronami.
Widzimy zawodnika, który umie liczyć. Zakładam, że umie od dawna ale w tym sezonie korzysta z tej umiejętności, jak nigdy wcześniej. Obserwuje, widzi i analizuje. Jeżeli wie, że najgroźniejszy rywal z generalki jest z tyłu, a walka o zwycięstwo w danym wyścigu jest zbyt ryzykowna, odpuszcza. Kończy drugi lub trzeci. Ma pełną kontrolę nad tym, co się dzieję. Jedenaście, z czternastu (nie liczymy odwołanego GP Wielkiej Brytanii) wyścigów kończy na podium. Ta statystyka mówi wszystko. Marc Marquez od samego początku był kosmitą. Teraz stał się zimnokrwistym egzekutorem. Takim Predatorem na motocyklu.
Rzecz jasna w żadnym sporcie nic nie jest pewne, póki cokolwiek jest możliwe. Nam kibicom pozostaje mieć nadzieję, że Dovizioso, Lorenzo i reszta stawki wzniesie się na wyżyny, abyśmy mogli do samego końca emocjonować się walką o Mistrzostwo Świata.
Może mniej emocjonującym ale równie ciekawym jest temat „gry”, którą w Aragorn rozpoczął Jorge Lorenzo. Obwiniając za swój upadek na początku wyścigu przyszłorocznego kolegę z zespołu Repsol Honda, Marca Marqueza, Jorge spowodował nie lada zamieszanie. Po serii ciepłych słów i komplementów, jakie panowie wymieniali na wcześniejszych konferencjach prasowych „Por Fuera” postanowił nagle zmienić klimat. Czy to oznacza ścianki w boksie Hondy, jak to bywało za czasów wewnętrznej rywalizacji z Valentino Rossim w fabrycznym zespole Yamahy? Mamy jeszcze cztery weekendy wyścigowe, a to oznacza sporo szans na „gorące” sytuacje na torze pomiędzy dwójką utytułowanych zawodników. Jeśli temperatura będzie dalej rosła w tym tempie, to w przyszłorocznym garażu Hondy zapanuje niezły kocioł. Coś czuję, że będzie się działo.
Na koniec jeszcze słów kilka o zespole Yamahy. Po fatalnej serii, kiedy to Valentino Rossi stwierdził, że maksimum ich możliwości to miejsca w pierwszej dziesiątce, a szef całej Yamahy publicznie przepraszał za brak konkurencyjnego motocykla, przyszła pora na GP Tajlandii. Tor, który teoretycznie swoją charakterystyką bardziej sprzyja Ducati czy Hondzie, nie wróżył zbyt dobrze teamowi dowodzonemu przez Lina Jarvisa. Tor, o którym przed sezonem Valentino Rossi powiedział wprost: „Nie lubię”.
Jakież było moje zdziwienie, gdy patrzyłem na wyniki kwalifikacji. Rossi – P2. Viniales – P4.
Co się stało? Czyżby ktoś z Yamahy w końcu posłuchał swoich zawodników, którzy tak bardzo narzekali na elektronikę w tegorocznej YZR-M1? Z pewnością! Właśnie dlatego do Tajlandii przywieźli…nowy pakiet aerodynamiczny. Koniec końców Maverick zakończył wyścig na 3 miejscu, a „The Doctor” dojechał jako czwarty, co w perspektywie ostatnich kilku rund należy uznać za sukces. Oby nie był to tylko „wypadek przy pracy”, a powrót na właściwą drogę.
— Yamaha MotoGP (@YamahaMotoGP) 7 października 2018
— Yamaha MotoGP (@YamahaMotoGP) 7 października 2018
Przed Nami maraton 3 wyścigów w trzy, kolejne weekendy. Czy Yamaha potwierdzi wzrost formy? Czy Lorenzo będzie nadal prowadził swoją niejasną grę? No i w końcu, czy poznamy nowego Mistrza Świata? Odpowiedzi już niebawem.