Kawasaki KX250F - Motogen.pl

Na ostatniej prezentacji Kawasaki w Ostródzie miałem okazję jeździć KX250F z roku modelowego 2011. Widać, że Green Team bardzo dużo się napracował przy jego budowie. Lista zmian obejmuje aż trzydzieści pozycji! A wszystko po to, by wydać na świat najlepszy motocykl klasy MX2.

 

W Polsce ta marka nie jest popularna w offroadzie. Natomiast jeśliby sięgnąć wzrokiem za ocean, szybko zauważymy, że w Stanach KX250F jest najbardziej utytułowanym motocyklem w swojej klasie. Praktycznie co roku zdobywa tytuły mistrzowskie, zarówno w motocrossie, jak i supercrossie.

 

Wśród zmian w jednostce napędowej najważniejszą pozycją jest, oczywiście, wtrysk paliwa DFI (Digital Fuel Injection – nazwa zastrzeżona przez Kawasaki). Takie rozwiązanie jednocześnie zwiększa moc i czyni ją bardziej „użyteczną” dla zawodnika, gdyż wyciskanie jak największej liczby koni mechanicznych z silnika jest bezcelowe, jeśli nie można jej efektywnie przenieść na ziemię. Wtryskiem steruje ECU (Electronic Control Unit), a to niesie za sobą kilka zalet. Koniec z regulacją gaźnika. Komputer będzie tak dobierał skład mieszanki paliwowo-powietrznej, by zawsze była odpowiednia, niezależnie od warunków pogodowych czy wysokości nad poziomem morza. Zjawisko „dziury” w gazie przestaje istnieć. Co ciekawe, zastosowany w ćwiartce, DFI zapewnia większy przepływ paliwa niż w większej 450, a to przez to, że mniejszy silnik wkręca się na dużo wyższe obroty. Co więcej, w salonach Kawasaki będzie dostępne ECU Setting Tool. Jest to narzędzie pozwalające zawodnikom na samodzielną zmianę map zapłonu lub tworzenie swoich. Może ono zostać również użyte jako swoisty „rejestrator” parametrów silnika, dzięki któremu będziemy mogli odtworzyć dane z ostatnich 6 godzin (!) jazdy. Oczywiście, cały ten system nie wymaga użycia akumulatora, bo ten stanowiłby dodatkowe obciążenie. A w tym sporcie liczy się każdy kilogram. Energia potrzebna do pracy DFI i rozruchu silnika zostaje wygenerowana przez kondensator już po trzech obrotach wału korbowego.

 

Jak wcześniej wspominałem, w motocyklu jest znacznie więcej zmian. Wtrysk stworzył nowe warunki, więc dostosowano do niego pozostałe elementy silnika. Zredukowano wysokość cylindra i zastosowano nowy tłok dla zwiększenia kompresji, która teraz wynosi 13,5:1. Zmodyfikowano także wałek dolotowy dla zoptymalizowania ruchu zaworów i sprężyny zaworowe, by wytrzymały te zmiany. Dla polepszenia procesu spalania zastosowano nową świecę z wydłużonym gwintem i mocniejszą iskrą. Inercja wału korbowego została lepiej dopasowana do charakterystyki silnika. Zmiany nie ominęły nawet skrzyni biegów – zmodyfikowano przełożenia dwójki i czwórki.

 

Większa ilość podawanego paliwa oznacza również większe zapotrzebowanie na powietrze. Filtr powietrza ma obecnie o 10% większą powierzchnię. Nie można także zapomnieć o wydechu. Ten ma teraz zwiększoną średnicę wewnętrzną oraz dłuższe kolanko dla mocniejszego dolnego zakresu obrotów. Jest także nieco głośniejszy, jednak wciąż mieści się w granicach normy.

 

Modyfikacje w silniku to jednak nie wszystko. Rewolucja dotknęła także przedniego zawieszenia. Zastosowano tu system SFF (Separate Function Fork). Oznacza to, że każda goleń spełnia inną funkcję. Według zapewnień producenta, rozwiązanie to zapewnia o 25% mniejsze tarcie, niższą wagę, lepsze działanie i szerszy zakres strojenia. Prawa goleń zawiera sprężynę, której napięcie wstępne możemy teraz regulować „z zewnątrz”, bez potrzeby demontażu widelców, oraz trochę oleju dla smarowania. Lewą goleń w całości wypełnia układ tłumiący, który dodatkowo pokryto powłoką zmniejszającą tarcie. Dzięki takiemu rozwiązaniu możemy regulować wysokość zarówno tyłu, jak i przodu motocykla. Jeśli zawodnik uzna, że jego sprzęt na danym torze zbyt ochoczo unosi przednie koło, może „pochylić” motocykl ku przodowi, co powinno temu zapobiec. Z drugiej strony, jeśli na torze jest dużo zjazdów i/lub ostre dziury, „pochylamy” motocykl ku tyłowi. To znacznie zmniejszy prawdopodobieństwo, że przelecimy przez kierownicę. Tylne zawieszenie rewolucji nie przeszło. Wymieniono w nim jedynie zaworki i dostosowano jego pracę do widelca.

 

Podczas pierwszego kontaktu „na żywo” KX250F wywołuje na twarzy szeroki uśmiech. Połączenie zieleni i czerni wygląda dobrze. Największe wrażenie robią czarne lagi. Po zajęciu miejsca za kierownicą czułem się swobodnie. Kierownica była dla mnie trochę za nisko, ale to już moje indywidualne upodobania. Sprzęgło jest na lince, ale chodzi lekko. Standard. Testowy motocykl był fabrycznie nowy, przejechał wcześniej raptem kilkaset metrów, więc zdziwiłbym się, gdyby było inaczej. Do odpalenia zimnego silnika wystarczyły dwa zamachy masywnym kopniakiem. Z wydechu wydobył się basowy bulgot – miły dla ucha dźwięk.

 

Już po kilkuset metrach można wyczuć wyraźnie różnicę w pracy silnika zasilanego wtryskiem a gaźnikowcem. Kawasaki wydaje się bardzo płynne. Ochoczo reaguje na gaz, a moc oddawana jest przewidywalnie. Aczkolwiek mapa zapłonu zapewniała dość specyficzną pracę silnika. Przebieg mocy, przynajmniej tej odczuwalnej, wyglądał cosinusoidalnie: dół mocny, środek rozczarowywał i dopiero, gdy wydawało się, że silnik zaraz się przekręci, następował wybuch mocy. Testowanie różnych map zapłonu byłoby najprawdopodobniej pierwsza rzeczą, którą bym zrobił po zakupie tego sprzętu. Niestety, nie umożliwiono nam tego podczas testu.

 

Jeśli chodzi o samo prowadzenie, nie ma się do czego przyczepić. Motocykl prowadzi się lekko, łatwo i precyzyjnie. Kanapę obito nowym materiałem zapewniającym lepszy kontakt z kierowcą. Zawieszenie wymaga trochę dostrojenia, ale, jak na standardowy setup, jest OK. System SFF teoretycznie jest rozwiązaniem znacznie lepszym. A jak działa w praktyce? Okaże się, gdy te motocykle wyjadą na tory motocrossowe. Żeby przetestować możliwości zawieszenia, potrzeba całego dnia jeżdżenia na zmianę z kręceniem śrub regulujących, na co zabrakło czasu podczas jazd testowych.

 

Według mnie drobnym mankamentem były hamulce. Skuteczne jak diabli. Wystarczał jeden palec, by zrobić stoppie. Jednak według mnie były słabo dozowalne. Ciężko wyczuć punkt, w którym motocykl zacznie ostro hamować. Powodem może być jednak fakt, że jest to nowy sprzęt. Dzięki temu istnieje szansa, że podczas dłuższej eksploatacji sytuacja ulegnie poprawie.

 

Ogólnie rzecz biorąc, KX250F jest udanym motocyklem. Jazda na nim zapewnia sporą dawkę frajdy. Szybka jazda przychodzi samoistnie, jakby naturalnie. Czuć, że konstruktorzy właśnie takim chcieli go uczynić.

Zostaw odpowiedź

Twój e-mail nie zostanie opublikowany