III runda WMMP 2011 Tor Slovakiaring – półmetek wyścigów - Motogen.pl

Stało się. Trochę niepostrzeżenie dobiliśmy do półmetku Wyścigowych Motocyklowych Mistrzostw Polski. Za nami kolejna, III runda WMMP, która tym razem odbyła się na wspaniałym słowackim obiekcie położonym niedaleko Bratysławy.

 

Po raz drugi zawodnicy zarówno WMMP, jak i Alpe Adria gościli na SlovakiaRing. W ubiegłym roku tor ten wsławił się wspaniałą atmosferą, gorącym przyjęciem ze strony obsługi oraz niesamowitymi upałami, sięgającymi nawet powyżej 40°C. Obecnie stwierdzić można, że pozostała świetna atmosfera i gościnność gospodarzy. Z pogodą było trochę na bakier, bo deszcz straszył, straszył aż wreszcie chlusnął z nieba i zalał w nocy z soboty na niedzielę paddock i nitkę toru, rankiem pozostawiając na rozgrzewki mokrą nawierzchnię.

 

Część zawodników przyjechała na Słowację już we wtorek lub w środę, aby wziąć udział w treningach organizowanych przez GRANDys Duo lub by ścigać się podczas kolejnej rundy krajowego pucharu BMW S1000RR i Suzuki GSX-R Cup, które zawitały właśnie na SlovakiaRing. Mówić można było o małej huśtawce pogodowej, bo ciemne chmury niejednokrotnie zbierały się nad torem, aby wreszcie w czwartek i piątek ustąpić słońcu. Za to nad ranem w sobotę spadł rzęsisty deszcz i straszył zawodników szykujących się do kwalifikacji. O ile pierwsze sesje kwalifikacyjne zdecydowanie nie przyniosły niespodzianki w postaci pogorszenia pogody, to wiele osób zerkało w niebo, spodziewając się takiego obrotu sprawy w godzinach popołudniowych. I po tym, jak wszyscy rzucili się do szykowania opon na deszcz i wypatrywali kataklizmu, niespodzianką było to, że deszcz nie spadł.

 

Wyścigowa niedziela rozpoczęła się od rozgrzewek na mokrym torze. Spora część zawodników po raz pierwszy miała okazję zapoznać się z mokrą nawierzchnią SlovakiaRing i przy okazji sprawdzić przyczepność deszczowych opon. Tor jednak szybko wysechł. Co chwila pojawiało się słońce i była nadzieja na „suche” wyścigi. Tak też stało się. Począwszy od klas 125, tor był suchy. W „setkach” zabrakło polskiego reprezentanta, Szymona Kaczmarka, który w tym czasie ścigał się w IDM. Pomijając więc dwusuwowe wyścigówki, należy mocno zaakcentować pewne zjawisko. Otóż do Czech czy na Słowację jedziemy ścigać się w Mistrzostwach Polski, ale jak się dobrze przyjrzeć, to jesteśmy całkiem sporą i zauważalną grupą narodowościową w Alpe Adria. Może i WMMP lekko „siada”, natomiast nasi zawodnicy dają radę.

 

Wystarczy zerknąć na to, co działo się w Superstock 600. Korobacz, Wielebski, Pasek, Orlikowski, Wróblewski, Florek, Gajc, Legutki – niezła grupka podczas zagranicznych wojaży, chociaż na nitce Toru Poznań wypada blado. Młodzi jednak chcą walczyć i niech nam nikt nie mówi, że nie dają rady! Jeśli ktoś tak twierdzi, to znaczy, że nie ma pojęcia, jak wygląda stawka zawodników w klasie Superstock w Alpe Adria. Począwszy od młodych wilków z doświadczeniami z Mistrzostw Europy i na motocyklach przygotowanych przez najlepszych techników, a skończywszy na starych wyjadaczach – trzeba pamiętać, że rozgrywki AAC nie mają wiekowego ograniczenia dla STK 600. Bardzo ładnie pojechał Mateusz Korobacz, który ciągnął się w czubie wyścigu; wyprzedzał zawodników z czeskiego zespołu Brož, jednak finalnie wdarł się na metę na ósmej pozycji, a za nim, po naprawdę pasjonującej walce, którą warto było oglądać, Wielebski i Pasek. To, co przez całe dziesięć okrążeń wyczyniali obaj młodzieńcy, powinno przejść do historii polskich Mistrzostw. Przepychanki, ataki, blokowania, wreszcie końcowy szturm Wielebskiego i finisz na dziewiątym miejscu, przed Adrianem. Obaj chcieli przyprawić kibiców o zawał serca – to pewne. Po wyścigu jednogłośnie stwierdzili, że bardzo im się taka jazda podoba, chociaż zdają sobie sprawę, jak pozwolili przez to odskoczyć czołówce. Patrząc na ich styl i możliwości, widać, że mogli podczepić się pod uciekającą grupę i utrzymywać wyższe tempo w wyścigu, a może i wplątać w rozgrywkę Korobacza? Kto wie, byłoby na pewno ciekawie!

 

Wyścig klasy Superstock 1000 przyniósł niespodzianki – Gwen Giabbani, który w barwach zespołu Auto Fus BMW Team startuje na S1000RR, nie podejmował walki i wyścig zakończył na piątej pozycji. Co najciekawsze, tuż za nim metę przekroczył Mariusz Kondratowicz, który napędził się na Słowacji nieziemsko! Do tego podjął się startu w dwóch klasach i zgłosił się do klasy Superbike. Wyścig wygrał Andy Meklau, który, mimo 43 lat na karku, trzyma się świetnie i jest niezwykle szybki. Fakt jest jeden – jedynie Michal Filla był w stanie dotrzymać kroku Andyemu i wpadł na metę tuż za plecami Austriaka ze startą niewiele ponad 3 sekund na dystansie całego wyścigu. Spora grupa polskich zawodników trzymała się skromniutko z tyłu. Do pierwszej dziesiątki wbił się Waldek Chełkowski, który finiszował na dziewiątej pozycji.

 

Kolejne wielkie emocje – wyścig klasy Supersport. Przede wszystkim pierwsza linia startowa i Polak, Marek Szkopek, który w klasyfikacjach osiągnął świetny czas okrążenia 2:09:100. 'Mikro’, jak zwykle, „rozjeżdża się”, dla niego sezon mógłby być zdecydowanie dłuższy. W drugiej linii startowej zobaczyć mogliśmy Daniela Bukowskiego. Marcin Kałkowski, po upadku podczas kwalifikacji i zgruzowaniu motocykla, startował mocno z tyłu, za Sebastianem Zielińskim. Zawodnicy nie mieli jednak szczęścia odbyć wyścigu bez przeszkód. Zaraz po starcie, kiedy wydawało się, że czołówka odskoczy i ustali się na całe dziesięć okrążeń (Vostarek, Szkopek, Conti + jakaś przepychanka z tyłu Bukowski, Berghamer, Kalab), zaczął padać deszcz. Pierwsze krople nie zwiastowały jeszcze ulewy. Wszyscy cisnęli, jednak w miarę, jak lekkie kropienie przechodziło w systematyczną ulewę, zwalniali. Wtedy Szkopek wysforował się na czoło stawki, osiągając nad resztą sporą przewagę, a za jego przykładem poszła reszta Polaków, jakby nie zwracających uwagi na deszcz. Wyścig jednak przerwano, ogłaszając 10-minutową pauzę, podczas której można było dokonać zmiany opon na deszczowe. Po wszystkim ogłoszono powtórkę pełnej procedury startowej, przy czym dystans wyścigu został skrócony do siedmiu okrążeń, a dla bezpieczeństwa i czystego sumienia sędziowie ogłosili Wet Race (mokry wyścig). Co ciekawe, deszcz po chwili przestał padać, a tor zrobił się suchy. Wszyscy więc wystartowali ponownie na normalnych oponach, nie myśląc nawet o deszczówkach. Chwilę po starcie 'Mikro’ spadł na piątą pozycję. Bukowski ostro poszedł do przodu, a pomiędzy nimi została mocna grupa: Kalab, Berghamer, Conti. Przez większość wyścigu wydawało się, że Szkopek pogrzebał marzenia o sukcesie. Stało się jednak inaczej. Marek wziął się do wyprzedzania i to w ostrym tempie. Bukowski, niczym niezagrożony, utrzymywał drugą lokatę w wyścigu, nie myśląc chyba o ataku na Vostarka, który kręcił takie czasy, że marszczyli się na ich widok niektórzy zawodnicy na motocyklach klasy Superbike. Dwa kółka do końca wyścigu i sytuacja radykalnie się zmieniła. Do przodu, na dziewiątą pozycję wysforował się Kałdowski, a za nim kolejny z Polaków, Zieliński, doszedł do jedenastej pozycji. W czołówce do Bukowskiego zaczął zbliżać się Szkopek, który szedł jak zły, zostawiając za sobą kolejnych konkurentów. Do ostatniego kółka, kiedy przed samą metą 'Mikro’ objechał 'Bułę’ i wpadł przed nim na metę, wydawało się, że nie da rady Bukowskiemu. Zdziwionych osób nie brakowało, począwszy od samego Daniela, a na kibicach kończąc. Wyścigi są mocno nieprzewidywalne…

 

W Superbike, które zwieńczyły weekend na słowackim torze, brakowało zaskoczenia. Znów triumfował Meklau, za nim był Michal Filla, Greg Juno i… Mariusz Kondratowicz. Z tym brakiem zaskoczenia to był żart. Mariusz dał z siebie wszystko i nikt naprawdę nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. Brawo, brawo, byleby tak dalej! Kolejna niespodzianka – Tomek Wilczyński objechał Huberta Tomaszewskiego… Bartek Wiczyński na dziesiątej pozycji, Janusz Oskaldowicz w dobrej formie odebrał puchar w klasyfikacji… Mistrzostw Czech. Tak, tak, „Profesor” odebrał czeską licencję! I zajmując szóstą pozycję w generalnej klasyfikacji wyścigu, w Mistrzostwach Czech automatycznie wskoczył na drugą pozycję.

 

Podsumowując, niespodzianki, zaskoczenia itd. Organizacyjnie Słowacy są o lata świetlne dalej od nas. Mają jeden z najnowszych obiektów wyścigowych w Europie, świetnie przygotowany, z bezproblemowym dostępem do mediów i umiarkowanymi cenami. Potrafią zadbać o kibiców, nie wprowadzają prohibicji na siłę, a kuszą barami, piwkiem, atrakcjami dla dorosłych i dzieci. Trybuny mają pełne, mimo biletowanego wstępu. Co na to nasi organizatorzy? Wiadomo, znajdą milion wytłumaczeń takiego obrotu spraw na Torze Poznań… Do tego wszystkiego inwestycje ściśle związane z torem postępują w niesamowitym tempie. W ubiegłym roku nikt nie marzył jeszcze o hotelu, a tymczasem w ciągu niespełna roku powstał całkiem ciekawy budynek, usytuowany tuż przy torze, mieszczący prawie 100 miejsc sypialnych, basen, saunę, sale konferencyjne i oferujący swoje usługi w całkiem przystępnych cenach.

 

Wiadomo też, że wyścigi, to nie tylko klasy mistrzowskie. Jak wcześniej wspominaliśmy, na SlovakiaRing odbyły się biegi BMW Powermed RR Cup i GSXR Cup, stanowiące dla zawodników spore uatrakcyjnienie kalendarza pucharów – już nie tylko Tor Poznań! Do tego spore grupy Polaków wystartowały w pucharowych klasach Open, odbywających się przy Alpe Adria. Brylowal Przemek Janik, który zwyciężył w polskiej klasie Rookie 1000. Nie obyło się też bez małego dramatu, kiedy Andrzej, jadący i w GSXR Cup, i w Rookie do 600, wywrócił się, a jego motocykl stanął w płomieniach. Zawodnik jest na szczęście cały, czego o sprzęcie powiedzieć nie można. Przy okazji warto zwrócić uwagę na szybką akcję obsługi toru: sędziów wirażowych, załogi wozu strażackiego oraz służb medycznych. Naprawdę duże brawa dla nich!

 

Wyścigowe Motocyklowe Mistrzostwa Polski osiągnęły półmetek. Ciężko gdybać, kto ma szanse na tytuł mistrzowski w poszczególnych klasach. W Superstock 1000 'na mistrza’ idzie Andy Meklau. Tu raczej nie będzie zaskoczenia, jeśli Austriak po raz kolejny zdobędzie tytuł. Chyba że Gwen Giabbani wygra pozostałe wyścigi, a czekają nas jeszcze dwie podwójne rundy na Torze Poznań. W Superbike Andy też może namieszać w stawce, ale Greg Junod robi swoje i zgarnia punkty. W Supersport dominuje Bukowski, ale Marek Szkopek nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Marcin Kałdowski jak zwykle nie odpuszcza i będzie walczył o kolejne punkty i zwycięstwa. W Superstock 600 Mateusz Korobacz, po ubiegłorocznych „dzwonach”, pokazuje, że odpowiednie przygotowanie i trening czynią cuda. Ma na tyle dużą przewagę punktową nad resztą skromnej stawki, że nie powinien mieć problemów z wywalczeniem tytułu. Jak będzie? Czas pokaże. To wyścigi, które czasami są mocno nieprzewidywalne. Za jego plecami prawdziwie koleżeńską walkę toczą Adrian Pasek i Artur Wielebski.

 

Wyścigi nabrały rumieńców dzięki zagranicznym wyjazdom. Pozostał nam jeszcze wyjazd na tor w czeskim Moście i wyścigi cyklu Alpe Adria na Torze Poznań. Będzie ciekawie!

 

Wyścigowe emocje napędza: