Honda Z 50 Monkey - małpka na deskach polskiego teatru [opis, historia, moto-legenda] - Motogen.pl

Honda Monkey zadebiutowała w 1961 roku i zyskała ogromną popularność na świecie. W Polsce była wyjątkową rzadkością, ale… zagrała ważną rolę na deskach polskiego teatru!

Od redakcji: Autorem tekstu jest Aleksander Nowak. Alex jest inżynierem, pasjonuje się techniką, a w garażu ma kilka różnych perełek motoryzacji. Na stronach Motogen.pl publikuje wciągające opisy motocykli, które zapisały się wyraźnie na kartach historii.

Z początkiem czerwca co roku obchodzimy Międzynarodowy Dzień Dziecka. Warto czasem nawet myślami wrócić do dzieciństwa. To pozwala nabrać dystansu, a i ożywione wspomnienia niejednokrotnie powodują uśmiech na twarzy. To bezcenne i warto takie rzeczy pielęgnować. Wielu z nas w dzieciństwie marzyło o swoim jednośladzie z silnikiem. Nowa motorynka, czy Komar rodzimej produkcji były ucieleśnieniem naszych marzeń. To prawda, że lubiły się czasem popsuć, ich osiągi nie były zawrotne, ale w PRL-u były jedyne, wyjątkowe i wszyscy Polacy je kochali.

Maleństwa Hondy reklama z epoki
Maleństwa Hondy reklama z epoki

Zapewne na taki stan rzeczy wpływała nasza sytuacja geopolityczna. Żelazna kurtyna szczelnie rozpostarta przez czerwonego brata skutecznie izolowała nas od nowinek technicznych ze świata. Do tego nasz poziom zarobków, nieporównywalnie niższy od dzisiejszych wartości, mocno oddalał nas od pospolitego dostępu do jednośladów z krajów kapitalistycznych. W państwach tych wyraźnie skupiano się na potrzebach klientów, dzięki czemu powstawały ciekawe konstrukcje mające wypełnić wszelkie rynkowe nisze. Jednym z takich oryginalnych pojazdów o niewielkich rozmiarach była Honda Z, zwana również Monkey oraz Gorilla.

„Małpka” miała z założenia być pojazdem zarówno dla najmłodszych, jak i dla dorosłych poszukujących niewielkiego, niezwykle ekonomicznego, indywidualnego środka transportu. W latach 60-tych XX wieku takie pojazdy były niezwykle modne wśród kapitalistycznej młodzieży. Pozwalały na swobodne przemieszczanie się, a młodzi ludzie dorabiający sobie drobnymi pracami po szkole byli w stanie samodzielnie zakupić i utrzymywać taki jednoślad. W takiej sytuacji nawet ten mały pojazd dawał niezwykłe poczucie niezależności i wolności. W Polsce był on wyjątkowo rzadko spotykany, ale warto go poznać bliżej. Miał on bowiem pewien epizod, który mocno go wyróżnił, ale o tym później.

Adaptacja Monkey do turystyki...
Adaptacja Monkey do turystyki…

Honda zadebiutowała w 1961 roku. Na początku przewidywano, krótkie serie przeznaczone do parków rozrywki i popularyzacji motocyklowej rekreacji, jednak szybko okazało się, że pojazd spotkał się z dużym zainteresowaniem i bardziej pochylono się nad jego konstrukcją.

Pierwsze wersje miały zupełnie sztywne zawieszenie i bardzo małe koła z oponami w rozmiarze 3,5 x 5. Takie rozwiązanie praktycznie uniemożliwiało używanie pojazdu na co dzień. Szybko poprawiono budowę pojazdu, dodano amortyzowane zawieszenie i zastosowano większe ogumienie o rozmiarze 3,5 x 8. Szkielet motocykla stanowiła stalowa otwarta rama, która z masą do 100 kg dawała sobie nieźle radę. Mała Honda była niezwykle zwarta. Jej całkowita długość wynosiła tylko 128 cm a promień zawracania to zaledwie 2,6 m. Przekładało się to na niesamowitą zwrotność jednośladu.

Późniejsza wersja z amortyzowanym zawieszeniem tylnego koła
Późniejsza wersja z amortyzowanym zawieszeniem tylnego koła

Sercem pojazdu był chłodzony powietrzem jednocylindrowy, czterosuwowy silnik o pojemności 49 cm3. W tak małym pojeździe czterosuwowy silnik z rozrządem OHV był w tamtych czasach naprawdę nowatorskim rozwiązaniem. Ta niewielka jednostka napędowa generowała moc maksymalną 1,95 KM przy 5000 obr/min i maksymalny moment osiągający wartość 3 Nm przy 4200 obr/min. Nie były to zawrotne wartości, ale przy masie małej Hondy wynoszącej 50 kg, całkiem przyzwoicie rozpędzały jednoślad. Jego prędkość maksymalna sięgała aż 50 km/h. Warto zaznaczyć, że silnik posiadał duży potencjał i był chętnie „rasowany” nawet w przydomowych warsztatach. Za smarowanie odpowiadała niewielka pompa, a całkowita ilość oleju to zaledwie 0,8 l. Skrzynia biegów posiadała 3 przełożenia i półautomatyczne sprzęgło. Rozruch silnika następował przy użyciu nożnego startera. Naprawdę symboliczne było spalanie motocykla, bowiem bez trudu mieściło się w 2 l/100km, tak, że nawet niewielki zbiornik nie był problemem. Instalacja elektryczna miała 6 V, zasiała przedni reflektor i tylną lampę, która wyposażona była także w światło stopu.

Honda Monkey po tuningu
Honda Monkey po tuningu

Całość była dobrze wykonana, stosowano żywe i modne kolory lakierów, dodatki chromu, ładne siedzenie i niski dźwięk czterosuwu wydobywający się z tłumika, to wszystko bardzo się podobało młodym adeptom motocyklizmu. Do dzisiaj Monkey ma duże grono miłośników. Dla wielu stał się wręcz kultowy, jak dla Polaków nasza motorynka. W końcu ten model był pierwszym jednośladem z silnikiem dla potężnej ilości dzisiaj już dorosłych motocyklistów. Był tym pierwszym pojazdem, który otworzył przed nimi arkana motocyklowego świata. Jego popularność sprawiła, że doczekał się też sporej ilości wszelkiego rodzaju azjatyckich klonów, które pod różnymi nazwami produkowane są do dziś.

Skandynawska reklama Monkey wersji hardtail

Wspomniałem, że mała Honda miała swoje 5 minut, które w PRL mocno ją wyróżniło. Otóż 8 lutego 1974 r. odbyła się premiera „Balladyny”, która była na pewno najbardziej sensacyjnym z wydarzeń teatralnych. To klasyka polskiego romantyzmu, natomiast genialny reżyser Adam Hanuszkiewicz w swojej interpretacji w roli najbardziej zauważalnego rekwizytu użył właśnie Hondy Z.

Honda Monkey na deskach teatru

Oto co o tym przedstawieniu mówił sam Mistrz:
Otóż przeczytałem „Balladynę” od epilogu, czyli od końca. Bo epilog określa jej satyryczny kształt. Wpisałem ją w Paryski Cyrk Olimpijski z areną, w który wpisywał ją Słowacki, w którym to cyrku chciał ją kiedyś zobaczyć. Z czytania wynikło mi, że Goplana, sądząc z jej czynów jest czarownicą, jest wiedźmą, więc zamiast miotły wsadziłem jej między nogi japoński motocykl Honda. Koniki na „Balladynę” sprzedawały bilety po 300 złotych, kiedy najdroższy bilet do Narodowego kosztował 25 złotych. Po 400 prawie przedstawieniach musiałem ją zdjąć z afisza, bo aktorzy nerwowo nie wytrzymywali już grania.

W taki właśnie sposób niewielka Honda wkroczyła na polskie salony i na stałe zapisała się w historii teatru polskiego. Bez dwóch zdań to klasyk, którego warto posiadać.

https://youtu.be/0MoeyP8nEe0
Honda Monkey w „Barry na używkach”…

Zostaw odpowiedź

Twój e-mail nie zostanie opublikowany