Historia Zołzy, czyli jak z Kawasaki Z400 zrobiłem scramblera (cz. II) - Motogen.pl
TO JEST NASZE ARCHIWUM KATEGORII 'Artykuły'

Amortyzatory od 'emzetki'

 

 

Aby odpowiednio wymierzyć wysokość i kąt stelaża, przydałoby się wiedzieć, na jakich amortyzatorach siedzieć będzie motocykl. Z racji tego, że ma to być scrambler, oczywistym krokiem było uniesienie tyłu Kawasaki. Nowe amortyzatory to jeden z tych elementów, gdzie można poszaleć z bardzo drogimi komponentami. Ja jednak po prostu zmierzyłem wysokość starych amortyzatorów i postanowiłem dobrać to, co znajdę na Allegro. Najprostszym i jak się okazało najtańszym rozwiązaniem były… amortyzatory od MZ.

 

Zobacz pierwszy artykuł: Historia Zołzy, czyli jak z Kawasaki Z400 zrobiłem scramblera (cz. I)

 

Nowe zamienniki można dostać już w okolicach 120 zł. Dostępne są w różnych wysokościach i mają do tego regulację. Nowe sztuki były wyraźnie wyższe, co widać na zdjęciach, chromowane i pasowały bez większych problemów. Zamiast 330 jest 380 mm - 5 cm to już widoczna i odczuwalna różnica. Na tylnej części ramy pojawia się też wstępnie wyklepane wypełnienie.


 

W czasie, kiedy kompletuje części, z motocykla znika olej oraz wstrętny układ wydechowy. Po dokładnych oględzinach silnika okazuje się, że na szczęście nie będzie on potrzebował poważnych ingerencji mechanicznych, a jedynie wymiany eksploatacji. Większość elementów jest zachowana w tak dobrym stanie, że najprawdopodobniej przebieg niecałych 28 tysięcy kilometrów jest oryginalny, szok w tak starym motocyklu!

Mini ratbike stajl


Czas pozbyć się lakieru ze zbiornika. Jeśli chodzi o kolor, to najważniejszymi elementami, które rzucają się w oczy, są oczywiście zbiornik i rama. Silnik zwykle i tak ląduje w czarnym połysku lub macie.

 

Długo biłem się z myślami, czy zbiornik ma być pomalowany w jakiś ciekawy kolor, czy postawić jednak na bardziej surowy klimat. Od zawsze podobały mi się klimaty pojazdów z MadMaxa, widok zdartej do żywego i nieco podrdzewiałej stali. Choć z ostateczną decyzją możemy poczekać aż zbiornik wyląduje w warsztacie lakierniczym, to na 90% wygrywa mini ratbike stajl, czyli zerwanie lakieru, pozostawienie go, aby trochę podrdzewiał, i dopiero na to nałożony będzie bezbarwny lakier.

Czesanie internetu, czyli kierownica, lampy, licznik

 

Aby prace mogły pójść dalej, musiałem przeczesać internet w poszukiwaniu komponentów. W naturalny sposób pojawił się podział ról, gdzie ja wybierałem części wpływające na wygląd i determinujące styl motocykla, a warsztat, w którym budowany był motocykl zamawiał wszystkie części eksploatacyjne jak klocki, uszczelki itd.

Na pierwszy ogień poszła kierownica, koniecznie crossowa, czarna i z poprzeczką. Zależało mi, aby poprzeczka nie była dodatkowo przykręcana, tylko zespawana jako całość. Większość nowych kierownic posiada dokręcaną poprzeczkę przez co wygląda moim zdaniem zbyt nowocześnie.

Uznałem, że jako tylna lampa najlepiej sprawdzi się Led Bates Style. Co prawda bardzo pospolita w tego typu przeróbkach, ale jednocześnie podoba mi się, więc czemu nie.

Lampa z przodu to wzór ze sklepu NonStock Garage, solidna robota z aluminium i szkła. Chłopaki mają swoją stronę na Facebooku, więc jeżeli Wam się podoba, to warto sprawdzić czy mają ją aktualnie w ofercie.

Licznik miał być jak najbardziej minimalistyczny i klasyczny, zero wyświetlaczy LCD. Tu zdecydowałem się na uniwersalny prędkościomierz, który posiada dodatkowo wbudowane kontrolki świateł, luzu, oleju i kierunkowskazów, wiec nic więcej nie będzie szpeciło konsoli. Bez problemu do dostania na Allegro. Obrotomierz nie jest niezbędny, a wszystko co nie jest niezbędne, z założenia wylatuje z motocykla.

 



Trudnym tematem okazały się opony. Oczywiście w dzisiejszych czasach nie dostępność, tylko wybór tych odpowiednich. Od zawsze podobały mi się w takich projektach opony z terenową rzeźbą bieżnika, tzw. kostka. Wiedziałem też jednak, że większość czasu motocykl będzie spędzał w mieście, a trakcja takich opon na asfalcie jest delikatnie mówiąc, taka sobie. Po przeszukaniu internetu przypomniało mi się, że istnieje wśród producentów coś takiego jak Dual Sport. Są to opony do motocykli, które powinny dobrze sobie radzić zarówno w terenie jak i na szosie. Tego typu opony nie są szczególnie u nas popularne, dlatego z pomocą przyszły amerykańskie fora off-roadowe. Okazało się, że jedne z najlepszych recenzji mają opony Shinko, model 244. Do tego opony te są bardzo tanie, a wizualnie jest to dokładnie to, o co chodziło. Sam nie jestem przekonany do tego jak taki zestaw spisze się na drodze, ale „Kawa” rekordów prędkości nie będzie biła, więc mam nadzieję, że wszystko będzie OK. A jak nie, wydatek 400 zł nie będzie aż tak dotkliwy jeśli opony będą nadawały się na śmietnik po jednym sezonie.

Błotniki z ciągnika, wlew paliwa z kanistra

 

 

 

Kierownica już przyszła - pasuje idealnie! Ze zbiornika schodzą kolejne partie lakieru, do tego przyszła pora na dorobienie błotników. Te oczywiście muszą być wysoko pociągnięte jak w terenówce, do tego jak najmniej rzucać się w oczy. Jako materiał bazowy posłużyły błotniki ze starego ciągnika Ursus. Charakterystyczne przetłoczenie z oryginału wygląda świetnie i dodaje pazura. Motocykl zaczyna nabierać kształtów.

 
Podczas jednej z moich wizyt w warsztacie pojawiła się dyskusja na temat wlewu paliwa. A może by tak zrobić coś mocno niestandardowego? Kiedy powiedziałem Olafowi - osobie odpowiedzialnej za wykonanie projektu, że wlew można przecież zakończyć zatyczką kanistra, pojawiła się prosta odpowiedź - czemu nie! Po chwili poszukiwań znalazłem sklep, gdzie od ręki można dostać klasyczny, metalowy kanister. 35 zł za najmniejszą pojemność to lepsze wyjście niż szukanie używanego na Allegro, za który zapłaci się tylko parę złotych mniej. Ostatnie wątpliwości i podjęcie decyzji cięcia, bo po niej odwrotu już nie będzie. Ale jak szaleć to szaleć. Po chwili pracy ze szlifierką kątową i spawarką, dopiero co wycięty wlew stał się integralną częścią zbiornika. Pomysł kontrowersyjny, a zdjęcie wrzucone na facebooka do komentowania miała tyle samo głosów za, co przeciw. Ale przecież najważniejsze, aby podobało się właścicielowi, czyż nie?

Lakierowanie, cynkowanie, polerowanie

 

 

W tym okresie przez dłuższy czas nie było mnie w Polsce, ale prace trwały dalej - dlatego też nie mam zdjęć z rozłożenia motocykla do ostatniej śrubki. Ważniejszy jest myślę efekt, jaki to dało. Silnik oraz elementy takie jak rama, golenie, gmole, półki zawieszenia i inne części trafiły do lakierni proszkowej. Do lakierni trafiły też obręcze kół po ich całkowitym rozebraniu. Koła postanowiliśmy poddać całkowitej renowacji, dlatego szprychy trafiły do ocynkowania, a piasty wraz z resztą drobnych elementów - do polerki. Efekty w postaci polakierowanego silnika i podwozia możecie podziwiać na zdjęciach. Silnik oczywiście zaraz trafił ponownie do ramy i rozpoczęło się montowanie podzespołów.

 

Całkowitemu sprawdzeniu i regulacji po tak długim czasie wymagały gaźniki. Oczywiście wszelkie ustawienia będą wymagały późniejszego sprawdzenia podczas jazdy, więc może się okazać że z tą częścią będzie trochę więcej zabawy po ukończeniu projektu - kto wie. Osłony zostały oczywiście polakierowane na czarno, a z racji tego że motocykl już miał założone stożki, wystarczyło je tylko przeczyścić i nasmarować. Ten element automatycznie usuwa nam cały brzydki airbox, który znalazłby się pod kanapą. Niektórzy twierdzą, że pusta przestrzeń pod kanapą wygląda kiepsko, ale po pierwsze, mi się to podoba, a po drugie miało być przecież lekko. Dlatego zostaje tak jak było.

 

Ciąg dalszy nastąpi

Zostaw odpowiedź

Twój e-mail nie zostanie opublikowany