Dakar etap VI – ostatni wysiłek przed przerwą - Motogen.pl

Trasa szóstego odcinka biegła przede wszystkim przez wydmy i kopny piasek, który nastręczał kierowcom sporo trudności. Wielu motocyklistów bliżej zapoznało się z nawierzchnią Atacamy podczas gleb i upadków. Oprócz tego na odcinku znalazło się dużo zdradzieckich dziur i kamieni wystających znad piasku, na które trzeba było szczególnie uważać.

 

Etap okazał się bardzo ciężki dla zawodników startujących na quadach. Z 21 kierowców, którzy wczoraj rano stanęli na starcie, na metę dojechało zaledwie siedemnastu. Łukasz Łaskawiec mówił nam przed wyjazdem na tegoroczny Dakar, że lubi długie, wytrzymałościowe odcinki. Jego słowa wydają się sprawdzać. Mimo że kierowcy mieli do pokonania 450 km OS po pustyni Atacama, która potrafi zaskoczyć nawet najbardziej doświadczonych zawodników, „Łoker” poradził sobie wręcz doskonale, plasując się na szóstej pozycji!

 

„Dzień mogę zaliczyć do udanych zająłem 6 miejsce, a w generalce jestem na 12 pozycji. Odcinek specjalny przebiegał po typowej pustyni – piasek, pył, który nazywa się fesz-fesz, wydmy. Na etapie z powodu awarii quada odpadł z wyścigu mój kolega z teamu Martin Plechaty. W jego quadzie pękła piasta przedniego koła. Trochę się wystraszyłem widząc jego czterokołowca na środku pustyni, bez jego kierowcy. Na szczęście nic mu się nie stało.

Jechałem bardzo ostrożnie, aby nie popełniać błędów nawigacyjnych i wyszło to bardzo dobrze. Nigdzie się nie zgubiłem, wszystko poszło według planu. Trasa tego dnia była dość szybka i męcząca. Odcinek miał 450 km. Trzeba było mocno uważać i omijać kamienie wystające z piasku. Widziałem również sporo wypadków motocyklistów, co potwierdzało trudność trasy oraz oczywiście samego Rajdu. Udało mi się jednak dojechać już do połowy Dakaru. Teraz czeka mnie dzień odpoczynku”.

 

Tego dnia w klasyfikacji quadów najszybszy był Alejandro Patronelli. 15 minut po nim na mecie pojawił się Tomas Maffei, a za nim Josef Machacek.

 

Również motocykliści mocno odkręcają gaz i awansują o kolejne miejsca. Mimo wyjątkowo ciężkich warunków, Jacek Czachor zdołał tego dnia przekroczyć metę z dwudziestym czasem. Marek Dąbrowski na finiszu pojawił się tuż za swoim teamowym kolegą, zajmując 21 lokatę. Wyniki VI etapu pozwoliły kierowcom Orlen Teamu przesunąć się w klasyfikacji generalnej na kolejno siedemnaste i osiemnaste miejsce.

 

„Początek etapu był rewelacyjny. Miałem dużą frajdę jadąc po wydmach. Później przyszedł jednak bardzo trudny teren. Trochę nie wytrzymały mi ręce i zaczęły boleć, musiałem trochę zwolnić. Bardzo się zmęczyłem wybierając dziury. Mamy połowę Rajdu, pozycja jest lepsza niż zakładałem, więc jest OK. Teraz trzeba będzie zregenerować organizm i od niedzieli znowu atakować” – powiedział Marek Dąbrowski.

„Przed nami jeszcze siedem dni ścigania i dwa tak długie etapy jak dzisiaj. Jutro mamy dzień odpoczynku, zdecydowanie się nam przyda. Początek etapu wiódł przez wydmy. Niestety jechałem w grupie i strasznie się kurzyło. Po tankowaniu zaczął się bardzo nieprzyjemny teren: fesz-fesz, spalona ziemia, kamienie, czyli całe spektrum różnych nawierzchni. Jadąc nie mam nawet czasu przyjrzeć się po czym jadę. Muszę się mocno koncentrować na trasie, gdyż tempo tego Rajdu jest bardzo wysokie. Cały czas trzymam gaz do oporu. Na razie mam za sobą sześć etapów i siedemnastą lokatę. Jeśli podskoczę parę pozycji będę bardzo zadowolony” – dodał Jacek Czachor.

Pierwsze doniesienia mówiły, że odcinek wygrał Ruben Faria. Według oficjalnych wyników, umieszczonych na stronie Dakaru, Portugalczyk zajął jednak dopiero siódmą lokatę. Odcinek wygrał Helder Rodrigues. Za nim na mecie zameldowali się kolejno Cyril Despres i Marc Coma. W klasyfikacji generalnej prowadzi jednak nadal Coma przed Despresem, który traci do lidera 8 minut i 48 sekund.

Krzysztof Hołowczyc na mecie tego dnia pojawił się z szóstym czasem. Wynik pozwolił mu na utrzymanie się w generalce na piątym miejscu. Jednak kierowca czuje już na plecach oddech Millera, który ten etap pojechał rewelacyjnie, kończąc zmagania na czwartym miejscu.

„To nie był etap skonstruowany pod nasz samochód. Było bardzo ciężko. Musiałem w pewnym momencie odpuścić. W przeciwnym razie byłyby przebite koła i moglibyśmy zniszczyć rajdówkę. Moja pozycja w klasyfikacji jest dość klarowna, aczkolwiek zdaję sobie sprawę, że Mark Miller nadchodzi. Dzisiaj pojechał rewelacyjnie. Mój samochód woli twardsze trasy. Mamy bardzo twardo zestrojone zawieszenie i na miękkim fesz-feszu po prostu samochód pływał, nie byłem w stanie nim precyzyjnie skręcać. Bałem się, że przywalę w jakiś kamień i tam skończy się dla nas rajd. Jestem przekonany, że ten odcinek specjalny i tak zabierze wiele samochodów” – powiedział Krzysztof Hołowczyc.

Dzisiaj zawodnicy mają dzień przerwy w rywalizacji. Kierowcy wykorzystają go na odpoczynek i zregenerowanie sił przed kolejnym etapem, który zostanie rozegrany w niedzielę.