Bartek Ogłaza, Rafał Biały i Marcin Łukaszczyk to trzon polskiego freestyle motocrossu. Z Grześkiem – ich managerem i założycielem ekipy rozmawiam w warszawskim parku treningowym Freestyle Family, w tle trzej wyżej wymienieni odbywają zwykły trening. Mi ciężko jest się jednak skupić na przeprowadzaniu wywiadu, patrząc na to, co robią chłopaki…
Zobacz też: Freestyle Family – najbardziej ekstremalna rodzina w Polsce
Michał Brzozowski: Grzesiek, czym jest ten freestyle motocross? Skąd się wziął i o co w nim chodzi?
Grzegorz Czerwiec: Freestyle motocross to dyscyplina polegająca na skokach i ewolucjach na motocyklu przeznaczonym do motocrossu. To czym jest, a skąd się wziął? Jest kilka teorii. Niektórzy sądzą, że jego prekursorem był Evel Knivel, który skakał przez różne przeszkody i był najbardziej znanym kaskaderem na świecie. Inni, że freestyle wywodzi się z supercrossu, w którym niektórzy zawodnicy podczas skoków zaczęli robić efektowne, ale proste ewolucje. Kilku zawodników zainspirowanych supercorssem zaczęło trenować tricki dla przyjemności i tak jakoś poszło… Jak dokładnie to było, dziś już chyba nikt nie pamięta, ale pewne jest, ze freestyle powstał w USA, a z czasem reszta świata zaczęła naśladować Amerykanów. Jednak nie było wówczas internetu, więc gorsza dostępność wiedzy sprawiła, że nowe trendy nie rozprzestrzeniły się tak szybko, jak dzisiaj.
Kiedy to było?
Lata 90-te, a dokładniej ich druga połowa. Dyscyplina była efektowna, przyciągająca uwagę, więc i ciekawa dla sponsorów. Jak wszędzie, wraz z ich pieniędzmi tempo rozwoju nabiera prędkości.
Dużo osób na świecie trenuje freestyle motocross?
Mnóstwo.
Więcej niż piłkarzy?
Oj, nie. Piłkarzy jest jednak więcej (śmiech). Ale jakościowo, czy pod względem sumienności treningu, koncentracji i motywacji chyba wypadamy lepiej. Myślę, że liczba osób profesjonalnie uprawiających freestyle spokojnie przekracza tysiąc. Dzięki informacji umieszczanych w sieci mamy gotowe przepisy na to jak zbudować rampę, możemy łatwiej podpatrywać techniki poszczególnych ewolucji, więc nie tracimy czasu na szukanie własnej drogi. Ale to ma także swoje minusy, bo w tak dużym gronie znacznie trudniej jest zaistnieć.
Wszyscy z tego tysiąca trzymają wysoki poziom, czy umiejętności są mocno zróżnicowane?
W takiej społeczności nie ma szans, żeby wszyscy byli porównywalnie dobrzy. Dużo zależy od talentu, odwagi czy liczby godzin spędzonych na treningu. A poziom jest wypadkową powyższych czynników.
Jak zmienił się odbiór dyscypliny przez samych zawodników?
Kiedyś liczył się flow, sam klimat wspólnego spędzenia czasu na jeździe, grilli z podobnymi pasjonatami, dzisiaj, duża część osób ćwiczących freestyle nastawia się na siebie, na progres, na „tłuczenie tricków”. Jak każda dynamicznie rozwijająca się dyscyplina ewoluuje z kumpelskiej zajawki w stronę profesjonalnych karier.
I tu dochodzimy chyba do tematu zawodów…
Zawodników jest dużo, ale paradoksalnie samych zawodów rangi światowej niewiele. Najbardziej znane Red Bull X-fighters… zostało zawieszone.
Jakie tricki są dzisiaj najciekawsze na arenie międzynarodowej i kto je wykonuje?
Podwójne salta, front flippy, front flippy z kombinacjami. Wszystko napędza Travies Pastrana i jego Nictro Circus, ale obecnie najbardziej rozwojowym, najsilniejszym krajem w branży freestyle jest Australia. Mają warunki, pogodę. W Europie wiodąca jest Hiszpania, a w Stanach Zjednoczonych ostatnio jakby wszystko przystopowało.
Trzech najlepszych zawodników na świecie?
To zależy, kto co preferuje. Moim zdaniem Thomas Pages (z Francji), wprowadzający nowatorskie tricki, ostatnio wprowadził ewolucję polegającą na obrocie motocykla z boku zawodnika, oczywiście w locie.
Za całokształt wymienię Travisa Pastranę, który od wielu lat jest w ścisłym topie i Adama Jonesa którego styl jest niepowtarzalny.
Jaki trick jest uważany za najtrudniejszy?
Potrójny backflip, front flip zrobiony ze zwykłej rampy – większość zawodników robi go z systemem, czyli zmienioną częścią pochylni. Na zwykłej, potrafi to na razie tylko jeden człowiek.
A trick, który spowodował, że opadła Ci szczęka?
Podwójne salto Traviesa Pastrany.
Czy mamy w Polsce szansę na stworzenie jakichś niepowtarzalnych tricków?
Trudno jest zaskoczyć świat. To kwestia tego, że Polacy zaczęli stosunkowo późno. Mimo to nasi rodacy rozwijają się szybciej, niż można by się spodziewać. Już uczymy się rzeczy, które są w ścisłym czubie na świecie. Natomiast wcale nie jest wykluczone, że przy tym tempie wkrótce czymś zaskoczymy.
Pośpiech nie jest dobrym doradcą…
Oczywiście. Nikt nic nie robi z presją czasową. Ale i tak jesteśmy dumni z tempa, w jakim gonimy resztę. Jeszcze o nas usłyszycie!
Już słyszymy, dzięki za rozmowę…!