Wygrać z żywiołem, czyli nasz test kombinezonów przeciwdeszczowych: Alpinestars, Adrenaline, Utika - Motogen.pl

Motocykliści naprawdę nie mają łatwego życia. Zimą – zimno, więc o przyjemnym jeżdżeniu raczej nie może być mowy. Z kolei latem co chwila zaskakują nas ulewne burze… I tak źle i tak niedobrze. O ile odpowiednio ciepłe ciuchy i dodatkowe ocieplacze to temat rzeka, a przede wszystkim materiał na inny artykuł, o tyle ochrona przed deszczem może być prostsza niż Wam się wydaje!

 

Aby to udowodnić, zabraliśmy do naszego Laboratorium testowego trzy kombinezony przeciwdeszczowe z różnego przedziału cenowego: od „budżetowej” Utiki, przez średnią Adrenalinę, aż do top klasy Alpinestarsa. Jedni bez przeciwdeszczowego kombi nie ruszają się z domu, inni nie wyobrażają sobie jazdy w tych śmiesznych ortalionach, których kolory łudząco przypominają te na uniformach służby oczyszczania miasta. Co tak naprawdę dają? Czym się różnią? A przede wszystkim – czy kupowanie ich ma sens? Tego dowiecie się z niniejszego porównania.

 

Teoria

Nigdy wcześniej nie miałem do czynienia z takimi wynalazkami, dlatego też, po chwili zastanowienia zrobiłem listę kilku podstawowych wymagań, jakie powinien spełniać produkt, na który miałbym wydać swoje pieniądze. Oczywiście wszystkie z testowanych przez nas ochraniaczy mają zapewniać 100% nieprzemakalność. Poza tym, jako użytkownik skórzanego kombinezonu sportowego, wymagam możliwości dopasowania tego „worka” tak, aby zminimalizować furkotanie na wietrze. W kiepskich warunkach pogodowych widoczność panująca na drodze jest raczej marna, chciałbym być więc dobrze widoczny– skoro już muszę wyglądać śmiesznie, to przynajmniej niech to będzie praktyczne. Na koniec z pewnością nie zaszkodzi kilka kieszonek czy innych gadżetów uprzyjemniających użytkowanie. Tyle teorii, a jak z praktyką?

 

Adrenaline

Firma Adrenaline to nowy gracz na naszym rynku, z założenia jest to produkt tańszy, a przez to przeznaczony dla mniej wymagających klientów. Cięcie kosztów widać głównie w siatce będącej formą wyściółki, dzięki czemu nasze ubranie nie „skleja” się z wodoszczelną warstwą. Problem leży w tym, że Adrenaline ma ją wszytą tylko w okolicach tułowia. Poza tym kombinezon ten posiada dwie kieszenie, które nawet nie udają, że są wodoszczelne. Reszta wyposażenia jest raczej standardowa – miękki kołnierz, suwak i ściągacz przy nogawce, ściągacz przy nadgarstku i nieliczne odblaskowe wstawki. Jeżeli chodzi o ogólną jakość wykonania, to ciężko się do czegokolwiek przyczepić. Gdyby zasłonić logo producenta, nikt by się nie zorientował który produkt to Adrenaline, a który Utika.

 

 

Utika

Utika to firma znana już na naszym rynku od kilku lat, stanowi w naszym zestawieniu reprezentanta tzw. średniej półki i tak właśnie w teście wypada. Co ciekawe, dzięki sporej liczbie ściągaczy (przy nadgarstkach, kostce oraz duży przy pasie), kombinezon bardzo łatwo sam dopasowywał się do ciała. Wyposażenie bardzo przypomina to z Adrenaliny, z tą małą różnicą, że wspomniana siatka wszyta jest na całej powierzchni. Poza tym w Utice znajdziemy dwie niewodoszczelne kieszenie i sporą liczbę odblaskowych wstawek. Żółto – czarna kolorystyka sprawia, że na drodze będziemy bardzo dobrze widoczni.

 

Alpinestars

W oczy od razu rzuca się różnica w zastosowanych materiałach. Wilgoć na Alpinestarsie łączy się w większe krople i natychmiast spływa, co zresztą można z łatwością zauważyć na zdjęciach. Miękki kołnierz przy szyi, suwak przy nogawce, regulacja rękawów i nogawek za pomocą rzepów oraz dwie w pełni wodoszczelne kieszenie na udach to główne atuty tego produktu. Swoją drogą naprawdę byłem zdziwiony czemu jedynie Alpinestars oferuje jakiekolwiek zabezpieczone przed wodą miejsce na schowanie telefonu i dokumentów. Ładna, stonowana kolorystyka sprawia, że nie mamy oporów estetycznych przed pokazaniem się światu w takim wdzianku. Alpinestars niewątpliwie najlepiej leżał na kombinezonie, najłatwiej też było go dopasować do sylwetki. Dzięki przemyślanemu krojowi i przedłużonym nogawkom, po zajęciu miejsca za kierownicą materiał nie podnosił się do połowy łydki, co zdarzało się u opisywanych wcześniej konkurentów.

 

Podsumowanie

OK, teraz już wiecie co do zaoferowania mają poszczególne produkty dostępne na naszym rynku. Jakie jest więc moje ogólne zdanie o kombinezonach przeciwdeszczowych? Przede wszystkim rozczarowałem się trudnością, z jaką przychodzi nałożenie tego ustrojstwa na siebie. Gdyby nie pomoc reszty redakcji, najprawdopodobniej skończyłoby się rozdartą nogawką, tudzież zwichniętą kostką. Trudno sobie wyobrazić sprawne zakładanie tego ustrojstwa, gdy właśnie nadciąga ogromna ulewa… Suma summarum w środku i tak miałem mokro, a jakże! Od potu. Widzieliście kiedyś gościa uprawiającego jogę w skórzanym kombinezonie i ortalionową siatką na głowie? No właśnie, chyba byłem pionierem. Poza tym moje obawy o efekt „worka po kartoflach” niestety, sprawdziły się. Wszystkie kombinezony mniej lub bardziej furkotały na wietrze.

 

Trzeba jednak przyznać, że zarówno podczas naszej próby wody w myjni, jak i przy okazji prawdziwego deszczu, żaden z kombinezonów nie puścił. Mając przed sobą wizję wielogodzinnej jazdy przy niesprzyjającej pogodzie zaczynasz dostrzegać sens całego zamieszania. Jeżeli jeszcze przed wyjazdem możesz na spokojnie się w ten „worek” zapakować, oszczędzając sobie masy nerwów przy zakładaniu, możesz się okazać całkiem szczęśliwym użytkownikiem.

 

Ceny:

 

  • Alpinestars: 444 zł
  • Adrenaline: 172 zł
  • Utika: 163 zł

 

Za użyczenie ubrań do testu dziękujemy firmie Liberty Motors.

Zostaw odpowiedź

Twój e-mail nie zostanie opublikowany