Nowa klasa w WSBK? - Motogen.pl

Seria Red Bull Rookie Cup znana jest miłośnikom wyścigów motocyklowych bardzo dobrze. Od kilku sezonów towarzyszyła MotoGP, skupiając młode talenty i dając małolatom możliwość wejścia do świata prestiżowych zawodów. Najmłodsi ściganci, w wieku do maksymalnie 16 lat, rywalizowali na identycznie przygotowanych motocyklach KTM podczas wybranych rund Grand Prix (europejskich).

 

Jak się okazuje, przygotowana przez KTM i wspierana przez Red Bull, seria stała się znakomitym wzorcem dla innych. Ostatnio doszły nas słuchy, że Infront, organizator World Superbike, ma w planach uatrakcyjnienie swoich zawodów poprzez wprowadzenie do rozgrywek pucharu dla najmłodszych, który ma być swoistym paszportem do późniejszego uczestnictwa w European Superstock 600. W chwili obecnej mówi się, że będzie to wyglądać podobnie do brytyjskiego pucharu, towarzyszącego BSB, gdzie nastoletni zawodnicy ścigają się na takich samych Hondach CB 500. W przypadku WSBK ma być to klasa oparta o identyczne dla wszystkich motocykle napędzane czterosuwowymi silnikami o pojemności 250 ccm. Jeśli chodzi o wiek zawodników, prawo udziału w zawodach zyskają dzieciaki w przedziale wiekowym 14–17 lat.

 

Można liczyć na zapełnienie list startowych? Ależ oczywiście! Pomijając nasze mistrzostwa, gdzie jedyną klasą dla najmłodszych jest hondowski CBR 125 Cup (o innych klasach możemy pomarzyć; bez wsparcia importerów nie ma na to szans, a brakuje na naszym rynku rasowo sportowych motocykli o małych pojemnościach), większość krajowych mistrzostw w Europie, nie wspominając już o USA, ma klasy dla najmłodszych. Począwszy od ścigania na minibike, gdzie zaczynają stawiać pierwsze kroki już kilkuletnie dzieci (wystarczy przytoczyć przykład Czech – kto bywa na Alpe Adria Championship nie raz widział zapewne śmiesznie wyglądających w kombinezonach zawodników. Ba, osobiście wypatrzyliśmy tam chłopca, który w wieku 3 lat trenował przed zawodami!). Żeby było ciekawiej — konkrety. Zaprzyjaźniliśmy się dosyć mocno ze słowackim zawodnikiem z zespołu Bili Racing, Jaro Cernym. Jaro urodził się w 1987 roku. W chwili obecnej, jak łatwo policzyć, ma 23 lata. Jest młodym zawodnikiem, ale bardzo doświadczonym. Na swoim koncie ma mistrzostwo Słowacji w klasach Superstock 600 i Supersport (w sezonie 2009) oraz starty w World Supersport i Mistrzostwach Europy. W wyścigach motocyklowych startuje już od… 1994 roku! Wtedy po raz pierwszy wsiadł na minibike’a o pojemności 50 ccm i wystartował w zawodach. Lista jego startów w najróżniejszych seriach i sukcesów jest długa jak akta Agenta Bolka w IPN. Chodzi mi tylko o uświadomienie wszystkim możliwości rozwoju zawodników, którzy w przyszłości mają szansę na triumfy w międzynarodowych zawodach najwyższego szczebla. Tego nam brakuje. Nasi najlepsi i najmłodsi zawodnicy nie mają wielkich szans ścigając się w WMMP; jesteśmy jeszcze motocyklowym Trzecim Światem – brakuje zaangażowania dużych sponsorów i szans dla młodych talentów. Ci, którzy mieli jakiekolwiek szanse, uciekali z kraju (i uciekać będą). Mowa tu o Andrzeju Chmielewskim, który zaliczył trzy sezony w European Superstock 600 (przedzielone dwoma latami w WMMP) czy najmłodszym obecnie Polaku, który próbuje z powodzeniem swoich sił poza granicami kraju, Szymonie Kaczmarku (Mistrzostwa Czech i AAC w klasie 125GP na dwusuwowej Hondzie). A starzy już wyjadacze, jak Bartek Wiczyński czy Marek Szkopek, na swoich kontach mają też starty w Mistrzostwach Europy na dwusuwowych, wściekłych „popierdółkach”.

Odwołam się też do najlepszego, aczkolwiek wyświechtanego ostatnio przykładu, jakim jest Robert Kubica i jego sukcesy w F1. Nie wzięło się to znikąd – upór, praca i możliwości, które dali rodzice. I sukces! Wspomnijcie czasy, kiedy nikt nie chciał gadać z Kubicą o wsparciu. Teraz sponsorzy walą drzwiami i oknami, a Robert jest naszą narodową ikoną motorsportu. O ile prościej byłoby, gdyby już na początku ktoś zechciał zainwestować w niego „kilka” biletów NBP? Teraz możemy o tym jedynie dywagować. Ale prościej lub przynajmniej szybciej byłoby z pewnością. Szkoda, że w dalszym ciągu nie dostrzega się potencjału młodych ludzi, zostawiając ich samym sobie, skazując na brak możliwości rozwoju w kraju, gdzie mamy jeden tor, a reszta to w chwili obecnej mrzonki i plany… Kibice wyścigów pamiętają, jaką szansę dostał Artur Wielebski, kiedy zaproszono go na testy kwalifikacyjne właśnie do Red Bull Rookie Cup. Pojechał, przejechał KTM-em z bykami na owiewkach, starł się z rzeczywistością. Odpowiedź była krótka: ta klasa nie jest dla niego, ale MUSI dosiadać 600-ki, która da mu największe szanse. I była to opinia ekspertów w dziedzinie wyścigów, którzy wróżyli Arturowi sukcesy, jeśli będzie miał szansę na starty w poważnych zawodach. Szkoda, że tak się nie stało, a sympatyczny Arti wylądował (chwała Bozi – pod dobrą opieką) w WMMP. Szanse na inne rozwiązania były, ale co z tego, jeśli sezon w profesjonalnym zespole w prestiżowej serii przekracza z reguły możliwości finansowe rodziców zawodnika, będących często głównymi bądź jedynymi sponsorami swojego dziecka. Smutne, ale jakże prawdziwe. Polska rzeczywistość? Tak. I to brutalna. W kraju, gdzie motocykle postrzegane są jako uciążliwość, a ich kierowcy wskazywani jako potencjalni dawcy organów do przeszczepów, ciężko o znalezienie sponsora na starty w WMMP, nie mówiąc już o poważnych wyścigach zagranicznych o randze Mistrzostw Europy. A firm i koncernów, które parają się sponsoringiem motorsportu i polskich zawodników, można kilka wskazać. Jednak cóż z tego, jeśli łożą one niewiarygodne sumy na zawodników, o których nie słyszałem, czy też na ich starty w seriach mało w kraju znanych. Czasami też dotyczy to wysoce prestiżowych zawodów, jak Dakar, tylko gdzie tkwi kruczek, kiedy ten najbardziej medialny i hołubiony kierowca ma wciąż awarie, rozwolnienia i często nie dojeżdża do mety?

 

Apeluję więc do Zarządów, Prezesów, Właścicieli i wszelkich Osób Decyzyjnych! Nie odrzucajcie tych najmłodszych! Przyjrzyjcie się dokładnie, gdzie tkwi potencjał, a możecie mieć na swoim koncie kolejnych w typie Kubicy, których wartość medialna w krótkim czasie sięgnie zenitu i okaże się niezwykle trafiona inwestycją. Czy nie warto wychować sobie przyszłych mistrzów?

 

Wróćmy jednak na chwilę do planów Infront (organizatora WSBK) i klasy czterosuwowych 250-tek. Propozycja będzie bardzo ciekawa, jednak na chwilę obecną brakuje jakichkolwiek konkretnych informacji dotyczących motocykli oraz regulaminów i kalendarza startów. Domniemywać można tylko, że w celu ograniczenia kosztów użyte zostaną jednostki napędowe stosowane w motocyklach crossowych, a zawody rozgrywane będą równolegle z europejskimi rundami World Superbike, podobnie jak ma to miejsce w przypadku obu klas Superstock. Na dzień dzisiejszy nie wiadomo, czy klasa wystartuje w sezonie 2011, czy przyjdzie nam na nią czekać dłużej oraz kto znajdzie się na liście startowej. Osobiście będę z niecierpliwością wyczekiwał wszelkich wieści w tym temacie i gdy tylko dowiem się czegoś wiecej, zaraz będziecie o tym informowani.