Kymco Downtown 300i – hyper turysta - Motogen.pl

Przeczytaj poprzednie części testu:

Kymco Downtown 300i – „osiołek” Kymco Downtown 300i – odcinek II – tor

Wyjazd

Okazją do sprawdzenia dzielności turystycznej Kymco Downtown 300i był kilkudniowy urlop w Borach Tucholskich – wraz z lepszą Połówką mieliśmy po drodze odwiedzić bliskich w Bydgoszczy, przenocować i następnego dnia rano dotrzeć do celu. W przeddzień urlopu pies i kot zostały zawiezione do rodziców (można powiedzieć, że także miały urlop), a ja zacząłem się zastanawiać, jak to wszystko spakować. W piwnicy wygrzebałem piętnastoletnie sakwy Louisa (zmęczone, skatowane, brudne), które nie grzeszyły wodoodpornością, ale kto by się tym przejmował wobec zapowiadanego słońca. Oczywiście mógłbym poprosić importera o doposażenie Downtowna w kufer centralny, ale prawdę mówiąc przespałem nieco temat. Duży bagażnik pod siedzeniem i plecak powinny rozwiązać problem. Niestety, kiedy Kobieta dowiedziała się, że całą podróż ma spędzić z 20-kilogramowym obciążeniem pleców, stwierdziła krótko: „zapomnij”. W czasie kłótni były nawet opcje wyjazdu Polskim Busem, pociągiem albo rezygnacja z urlopu. W pewnej chwili przyszło olśnienie: przecież Downtown ma całkiem sporo miejsca w nogach. Wymontuję stelaż i plecak pójdzie w przekrok. Jak pomyślałem, tak zrobiłem. Wszelkie podpinki i membrany wylądowały w schowku pod siedzeniem, podobnie jak nawigacja (samochodowa), napój owinięty podpinką (żeby się nie nagrzewał w schowku) i nadeszła chwila rozpoczęcia ataku na Bydgoszcz. 


Miałem do wyboru kilka tras – autostradą do Torunia przez Stryków, wzdłuż Wisły, od strony Włocławka albo przez Płońsk. Ostatecznie wybrałem ten trzeci

Downtown jako suszarka. Jest stworzony do tej roli…

wariant. Po spakowaniu wszystkich rzeczy, zakręceniu kranów, upewnieniu się czy na pewno wyłączyłem żelazko, znieśliśmy graty i w przerażającym upale ruszyliśmy w trasę. Było tak gorąco, że ubrałem się na „pana zdrapkę”, ciuchy motocyklowe poszły pod siedzenie, a ja jechałem w t-shircie i obciętych bojówkach. Wiem, głupie, ale wolałem przysmażyć nogi na słońcu albo w kontakcie z asfaltem w razie gleby, niż żywcem się ugotować. Po pierwszych 100 km zobaczyłem chmury. „Eee…. Na pewno przejdzie bokiem”. Nie przeszło. Opady były tak gwałtowne, że najpierw nie było sensu się ubierać, a potem już nie było sensu zatrzymywać się celem przebrania. Zmokło dosłownie wszystko. Ręce, nogi, tułów. Trudno – było tak ciepło, że myślałem, że na pewno wszystko wyschnie w trasie. Tuż przed Toruniem zjechaliśmy na autostradę. Nie wiem, kto zorganizował tranzyt w taki sposób, że zamiast wbić się w centrum, zjeżdżamy na autostradę (Łódź-Gdańsk), robimy nią z 5 km, płacimy i nadrabiamy kilka kilometrów tracąc czas, ale z jego głową nie mogło być wszystko jak należy. Na domiar złego akurat był okołoweekendowy szczyt komunikacyjny i korki przedbramkowe sięgały samego wjazdu. Gdybym jechał samochodem, zapewne strzeliłbym komuś w głowę. Na szczęście, non stop dziękując kierowcom aut, przecisnąłem się pod same bramki w tempie 40-50 km/h używając pasa awaryjnego. Tutaj ciekawostka: motocyklowi turyści z Niemiec grzecznie stali w korkach gotując swoje RT-ki. Tuż po opuszczeniu autostrady, okazało się, że rodzice mojej kobiety są na działce nad jeziorem, w okolicy Bydgoszczy. Super, załapię się od razu na grilla. Po dojechaniu na wspomnianą działkę praktycznie wyschliśmy. Myślałem, że pozorny pech się skończył, w końcu deszczyk to codzienność w życiu motocyklisty. Z euforii wytrącił mnie telefon od brata, który kilka dni wcześniej pożyczył mi samochód; „Kuba, kluczyki mi zostawiłeś, ale od motocykla”. No kuźwa, przecież nie zmarnuję mu urlopu – najgorsze, że kluczyki miałem ze sobą (gdyby zostały w domu, mama miała drugie klucze, więc jakoś by ogarnął). Z Kobietą ustaliłem, że wracam do Wawy i wieczorem będę z powrotem, tymczasem zrzucę tylko bagaże. Upewniłem się, że wziąłem kluczyki (dobre), klucze od mieszkania, kwity, portfel i kartę kredytową. Jak to mawiają mądrzy ludzie – „pośpiech jest dobry przy łapaniu pcheł”. Boleśnie się o tym przekonałem, kiedy, po pierwsze, przestało być słonecznie (jechałem w kasku z czarną szybą, a bezbarwna została w torbach Louisa), ale najgorsze miało nadejść. To, co wziąłem za „ściemnianie się”, nie było zmierzchem. To gromadziły się bardzo duże chmury, a  kurtkę i spodnie wraz z membraną zostawiłem na działce. Śmiejąc się z własnej głupoty wjechałem, czterdzieści kilometrów za Toruniem, w deszcz, który przytrzymał mnie do samej Warszawy. Nie muszę chyba mówić, jaki byłem na siebie zły, jak zmarzłem i zmokłem. Po wyschnięciu i gorącej kąpieli, skuter został na parkingu strzeżonym, a ja wziąłem auto, zgarniając po drodze psa – niech pierwszy raz w życiu pojedzie nad jezioro, a co!

 

Jakub w wersji zdrapka. A mieliśmy promować bezpieczną jazdę.

Właściwości turystyczne

Nadwozie

Do kufra zmieścimy martwą teściową…

No dobra, już wiecie, jak przez brak koncentracji można zmarnować 500 km, dodatkowo pokonując je w deszczu. Ale… materiał ma traktować o Kymco Downtown 300i. Jak wypada w charakterze turystyka? Poza silnikiem – rewelacyjnie. Zacznijmy od nadwozia. Możliwości załadunkowe: w pierwszym z materiałów wrzucałem zdjęcia, jak Downtown wozi 20 kg worki gładzi szpachlowej. Pod siedzeniem zmieścimy jednak nie tylko zaprawę. Bez problemu wejdą dwa kaski integralne albo rzeczy na wypad nad jezioro (koc, ręczniki itp.). W przypadku dalszej trasy wsadziłem tam mały plecak, membrany, podpinki dla dwóch osób oraz buty motocyklowe. To dużo. Solidne uchwyty dla pasażera można wykorzystać do montażu sakw, toreb podróżnych, zapięcia pająka lub do produkcji stelaża pod kufry własnej produkcji. Przekrok wraz z haczykiem to genialne miejsce na przewożenie dużej torby podróżnej lub plecaka. Przednia ściana zabezpiecza bagaż przed przemoknięciem w czasie jazdy (o ile nie jest to urwanie chmury), a dzięki odpowiedniej szerokości osłon, poza plecakiem w tym miejscu zmieścimy jeszcze nogi. Dodatkowym plusem takiej lokalizacji jest większa centralizacja masy, niż po montażu centralnego kufra, odciążającego przednie koło. Schowek w ścianie przedniej na początku testu mnie irytował – nie jest zamykany na kluczyk. W praktyce to sensowne rozwiązanie, zwłaszcza kiedy chcemy pokazać przepustkę na bramie wjazdowej do firmy albo użyć pilota do bramy parkingu (umieszczonego przy kluczykach do auta) bez gaszenia silnika. To także wystarczająco pojemne miejsce na portfel, telefon albo na litrową butelkę z napojem. Schowek jest wodoszczelny. Dodatkowo w jego wnętrzu umieszczono gniazdo zapalniczki. Teoretycznie to świetne rozwiązanie, bo przy jego pojemności wciśniemy tam bez problemu ładowarkę, tylko dlaczego gniazdo umieszczono na bocznej ścianie?! Dziewięćdziesiąt procent ładowarek (włączając w to moją, od nawigacji) nie da się wsadzić do gniazda. Kolejna sprawa – tylna płyta pod kufer. Przy odrobinie silnej woli możemy sami, domowymi metodami zamontować dowolny kufer, możemy też zrobić druciany bagażnik – „ruszt” – do którego przywiążemy plecak lub inne środki transportowe. Nadwozie jest mocnym punktem testowanego pojazdu, szkoda tylko, że szyba posiada za duże krzywizny, abyśmy przypięli samochodową nawigację (tą na przyssawki). Można próbować przyczepić ją do liczników, ale wówczas zasłonimy większość wskazań. Mimo to w porównaniu do większości motocykli, Downtown ma dużo praktyczniejsze nadwozie. Zapewnia niezłą ochronę przed deszczem, wiatrem, a dopóki na chwilę nie staniemy lub opady nie będą wyjątkowo intensywne, mamy dużą szansę pozostać suchymi. Również woda lecąca spod kół nie ma szans się do nas dostać. Siedzenie kierowcy jest wygodne – 500 kilometrów nie robi na nas najmniejszego wrażenia. Niestety, pasażer ma twardo i już po 200–300 kilometrach odczuwa zmęczenie. Dodatkowo brakuje wygodnego oparcia (kufer centralny). 

Hamulce

Wydajność hamulców, w stosunku do jazdy torowej czy miejskiej, nic się nie zmieniła podczas jazdy ze znacznym obciążeniem. Nadal je uważam za jeden z najlepszych układów w jednośladach (duża wydajność, wzorowa dozowalność i dobrze zestrojony ABS), szczególnie biorąc pod uwagę cenę i kategorię pojazdu. 

Zawieszenie

Tutaj większa masa zbiera swoje żniwo. Bez ingerencji w napięcie wstępne tylnych sprężyn pojazd traci stabilność, pływa, wężykuje i zdarza mu się dobić. Poprzeczne nierówności nie są zbyt dobrze filtrowane, a pokonywanie szybkich winkli trzeba rozpocząć ze znacznie większą rezerwą, niż jeżdżąc w pojedynkę. Najlepiej zostawić sobie miejsce na wyjściu z zakrętu, aby na przykład w chwili dobicia na szczycie, kiedy koła stracą przyczepność, mieć  miejsce na ratunek.

Silnik

O ile poruszamy się solo, jazda Kymco Downtown 300i jest przyjemna. Sprzęt ochoczo przyspiesza, wyprzedzanie odbywa się intuicyjnie, a włączenie do ruchu jest płynne i w większości przypadków natychmiastowe. Obciążenie skutera pasażerem i gratami pokazuje, że Downtown ma tylko 300 cm³. Do 120 km/h silnik nie wykazuje zadyszki, chociaż na wyprzedzanie warto wziąć dwukrotnie większy zapas odległości, niż jeżdżąc solo. Długotrwałe przekraczanie prędkości 120 km/h nie ma sensu. Czuć, że silnik dokłada każdy kilometr domagając się większej dawki paliwa. Przyspieszenia są przeciętne, porównywalne z autami. Wielokrotnie złapałem się na tym, że podczas wyprzedzania, kończyła mi się możliwość zwiększenia prędkości, a ciężarówka jadąca z przeciwka zbliżała się w zastraszającym tempie. Powiedzmy sobie szczerze, silnik 400/500/600 cm³ w tym nadwoziu, przy niewiele większej cenie, zrobiłby z Downtowna autentyczny hit, na teraz Kymco da radę, ale trzeba mieć sporo cierpliwości i planować manewry z dużo większym wyprzedzeniem.

Podsumowanie

Kymco Downtown 300i to ciekawy przypadek. Z pasażerem i bagażami ciężko mu zejść poniżej 5.5 l/100km, mimo znacznie mniejszej prędkości, niż w identycznych warunkach jadąc solo, kiedy zużyje zaledwie 3.5 l/100 km. Oznacza to zasięg 220 – 320 km, zależny oczywiście od obciążenia. Polecamy go przede wszystkim do turystyki solo, dynamiczna jazda z pasażerem jest możliwa, ale nikt nie będzie z tego zadowolony: nasz portfel, zawieszenie, silnik, inni użytkownicy dróg, a przede wszystkim nasz pasażer. Dużym plusem jest natomiast spora pojemność schowka i łatwe przystosowanie pojazdu do montażu wszelkich turystycznych akcesoriów oraz sensowna ochrona przed deszczem i warunkami atmosferycznymi. Opisywana przeze mnie ulewa była ekstremalna, w czasie dojazdów do pracy zdarzało mi się nie być wcale mokrym przez dłuższy czas, o ile oczywiście nie stanąłem, bądź nie oberwałem wodą spod kół pojazdu z przeciwległego pasu. Tak naprawdę najlepszą turystyką dla naszego pojazdu jest trasa do 150 km: dojazd nad jezioro, weekend na Mazurach, obiad w Płocku, czy spacer po Kazimierzu. Na Nordkapp bym go nie zabrał, szczególnie jadąc we dwoje. Jeśli natomiast znajdziecie akcesoria tuningowe i zestawy do powiększenia pojemności silnika, kupcie je bez wahania. Pomijając poprawę osiągów, turystyka dostaniecie w gratisie.

Zostaw odpowiedź

Twój e-mail nie zostanie opublikowany