Kymco DownTown 300i test długodystansowy, odcinek II - tor - Motogen.pl

>>Przeczytaj pierwszą część testu<<

 

Zacznijmy od początku. Jakiś czas temu wpadła mi w ręce autobiografia Valentino Rossiego. Okazało się, że jednym z jego pierwszych pojazdów był skuter. Dodatkowo, w czasie rozmów z niektórymi zawodnikami młodszego pokolenia różnych serii wyścigowych w naszym kraju, także dało się zauważyć, że pewnym etapem w drodze do kariery okazał się ten sympatyczny jednoślad. Zadałem sobie pytanie: czy takim pojazdem da się w ogóle sportowo jeździć? Nie pytając nikogo o zgodę postanowiłem zabrać DownTowna 300i na tor kartingowy w Radomiu, oczywiście pod pozorem sprawdzenia zawiasu i hamulców.

Przygotowania

Godzina ósma rano. Za oknem 27°C, ale będzie jeszcze cieplej. Jednoczęściowy kombinezon jest w taką pogodę porównywalnie pożądanym przedmiotem jak otwarty, nagrzany piekarnik czy piecyk domowy. Trudno, termin się zbliża, a ja muszę napisać materiał. Do termosu zimna woda, bielizna termoaktywna (żeby później mieć niewielką, ale jednak szansę odklejenia kombinezonu) i idziemy na parking. Pokonanie trzystu metrów zobrazowało mi, jak czuje się kawałek mięsa wrzucony na grill. Ruszamy. Pierwsze wrażenie jazdy skuterem w kombi jednoczęściowym jest co najmniej dziwne. Miałem wrażenie, że wszyscy patrzą na mnie jak na kretyna, albo przynajmniej jakbym pomylił na parkingu jednoślady, w ostateczności ukradł Kymczaka młodszemu bratu. Pod względem przygotowania skutera do jazdy na torze nie zrobiłem nic poza sprawdzeniem ciśnienia w ogumieniu (dla pewności zmniejszyłem o 0.2 atm. względem zalecanego) oraz wrzuciłem power-tape’a, który w przypadku „W” pozwoli wrócić Kymczakowi mniej więcej w jednym kawałku.

Tor

Po przyjechaniu na tor wciąż czułem się nieswojo. Obserwując jeżdżące supermoto i sporty pomyślałem sobie, jak bardzo spowolnię ich jazdę. No trudno, tor jest dla wszystkich. Pan wpuszczający na nitkę nie wyraził najmniejszego zdziwienia obecnością maxiskutera, co nieco podniosło moją pewność siebie, natomiast reszta uczestników przywitała mnie uśmiechem. Co naturalne, był to uśmiech szyderczy lub nawet „złośliwy chichot losu”

 

Wreszcie wjechałem na nitkę toru. Na szczęście szybko zostaliśmy podzieleni na dwie grupy (supermoto oraz reszta świata). Wraz ze sportami testowy Kymco po raz pierwszy w swoim skuterowym życiu dotknął kołami wyścigowego asfaltu. Kilkanaście okrążeń uzmysłowiło mi, że Rossi na pewno nie zaczynał od maxiskuterów. Kymco dramatycznie szybko osiągał kres złożenia, trąc niemiłosiernie owiewkami o asfalt, przez co technika jazdy musiała zostać nieco zmodyfikowana. Przede wszystkim ograniczyłem pochylenia pojazdu samemu zwieszając się, celem zrównoważenia sił odśrodkowych. Do jazdy pełnym ogniem brakuje mu mocy, szczególnie na wyjściu z zakrętów. Do tego przekładnia CVT sprawia wrażenie jakby działała z dużym opóźnieniem. Wbrew oczekiwaniom udało mi się nie być najwolniejszym, zdecydowana większość uczestników była jednak znacznie szybsza. Wadą testowanego skutera w warunkach torowych jest przede wszystkim słabe dociążenie przedniego koła oraz zbyt wysoka i za szeroka kierownica. Wraz z relatywnie wiotką ramą niemal nie czujemy, co się dzieje z przodem. Ciężko też znaleźć dogodny punkt podparcia dla stóp. Swoją drogą, musieliśmy z Kymco wyglądać karykaturalnie. 

 

 

Jeszcze dziesięć koni i będę pierwszy!

Powrót

Blisko trzy godziny z przerwami na kąpiel w słońcu (temperatura przekraczała znacznie 33°C) wykończyły mnie na tyle, że wracając miałem tylko jedną myśl – muszę wziąć prysznic i iść spać. Powrót przebiegł w wyjątkowo leniwej atmosferze, w czasie jazdy doszedłem do wniosku, że testowany Lazer Corsica, mimo iż jest całkiem fajnym kaskiem, nie jest głośny – jest głośny nie do wytrzymania. Tutaj przeklinałem samego siebie, że nie zabrałem zatyczek do uszu. Największym zaskoczeniem było zużycie paliwa. Utrzymując tempo 110 km/h oraz robiąc w sposób zero-jedynkowy ponad 90 km na torze, zużyłem jeden bak (DownTown 300i ma niecałe 12l). Oznacza to, że na 294 km Kymco potrzebowało 11.5l, czyli średnio 3.91 l/100 km. Moim zdaniem to rewelacyjny wynik.

O hamulcach i zawieszeniu słów kilka

Zacznę od zawieszenia. Z tyłu jest regulacja napięcia wstępnego, z przodu… nie ma nic. Mimo umiarkowanie sztywnego zestrojenia Kymczak nie nurkował, a zawias nie dobijał. A przynajmniej nie na tyle, aby było to warte odnotowania. W każdym razie w warunkach torowych nie było najmniejszych problemów. Na ulicy można się przyczepić do zbyt dużej twardości, którą osiągnięto kosztem komfortu. Tylne zawieszenie mogłoby być nieco twardsze (przyznam, że z powodu lenistwa i wysokiej temperatury nie chciało mi się popracować nad zmianą napięcia wstępnego). Na ulicach jednak idealnie się sprawdza, nawet w czasie jazdy z pasażerem. Co ważne, szybkie winkle pokonywane z dużą prędkością nie powodują utraty stabilności, pomimo że rama nie jest ekstremalnie sztywna. Dzięki zamontowaniu silnika pod przednią częścią schowka układ napędowy nie zwiększa masy nieresorowanej, a pokonywaniu dołów nie towarzyszą dodatkowe ruchy spowodowane tłumieniem tej masy. Gwiazdą święcącą najjaśniej w przypadku Kymco Downtown 300i są hamulce. Przednia (ząbkowana) tarcza o średnicy 260 mm oraz pojedyncza tylna 240 mm wraz z przewodami w stalowym oplocie (seria) i świetnym systemem ABS robią kawał dobrej roboty. Po pierwsze, Kymco hamuje znacznie lepiej niż możemy przypuszczać. Siła hamowania i dozowalność są zupełnie bez zarzutu, a działanie ABS-u dzięki późnej, do tego kulturalnej interwencji, wyśmienite. To naprawdę dobry, skuteczny i wydajny układ hamulcowy, który niczym nie ustępuje japońskiej czy niemieckiej konkurencji, a stanowczo przewyższa tę chińską. Kilkanaście ostrych hamowań nie spowodowały zagotowania się płynu i spadku skuteczności siły hamowania. Bez względu czy na torze, czy na ulicy, układowi wystawiam najlepszą z możliwych ocen (biorąc pod uwagę rodzaj i cenę pojazdu).

Podsumowanie

Drodzy czytelnicy! Oczywiście traktujcie ten materiał z przymrużeniem oka, w końcu nikt normalny nie będzie robił sporta z maxiskutera. Tak naprawdę byłem ciekawy, jak na torze sprawdzą się układ hamulcowy i zawias, choć na ulicy było całkiem nieźle. Co nam jednak dała torowa próba, poza niezłą frajdą i sporym prawdopodobieństwem zwrotu Kymczaka w pudełku po butach? Przede wszystkim potwierdziła niesamowitą wszechstronność tajwańskiego maxiskutera. Więcej o Kymco DownTown 300i już niedługo, tym razem przetestujemy go pod kątem turystyki. A tymczasem, po przekroczeniu 4000 km, bezawaryjnie nawijamy kolejne kilometry.

Zostaw odpowiedź

Twój e-mail nie zostanie opublikowany