Kawasaki W800 & Triumph Scrambler - powrót do przeszłości - Motogen.pl

Otwieramy drzwi do garażu. Pogoda jest śliczna, środek weekendu, pełnia lata. Najwyższy czas na kąpiel w otwartym, kilka lat wcześniej, Zalewie Zegrzyńskim. Mijając Forda Cortinę wchodzimy w przyjemny chłód garażu. Do starego, wojskowego plecaka wrzucamy kawałek kiełbasy i piwo Królewskie. Uruchamiamy zakupione na czarnym rynku, najnowsze radio tranzystorowe Dana. Chwilę później wyprowadzamy lśniący, zielony motocykl z logiem Kawasaki. Z głośnika dobiegają pierwsze riffy „Smoke on the water” Deep Purple, a my, w towarzystwie ukochanej, startujemy z dzikim grzmotem w drogę.

Ujęcie pierwsze

Letniskowa miejscowość – szpulowa Tesla odtwarza „When the music’s over” zespołu The Doors. Nad oddalonym o kilka kilometrów jeziorem umówiliśmy się ze znajomymi. Idziemy do stodoły, a w tle słychać głos Jima Morrisona. Ściągamy pokrowiec z uterenowionego Triumpha. Ma wydech poprowadzony górą i nieco zwiększony prześwit, co świetnie sprawdza się na okolicznych pagórkach. Kopiemy co sił w kickstarter i po chwili dwucylindrowiec budzi się do życia. Przejeżdżamy obok VW1600, który dzień wcześniej odmówił posłuszeństwa, zgarniamy uroczą sąsiadkę, na szyję zakładamy aparat Smiena i startujemy nad wodę.

 

Dla większości naszych rodziców podobny scenariusz był niemożliwy lub wyjątkowo trudny do zrealizowania. Na szczęście wyprodukowano wehikuły czasu: przedstawiamy Kawasaki W800 i Triumpha Scramblera, dzięki którym wielu motocyklistów ma szansę przenieść się w czasy swojej młodości, lub odnaleźć utracone wspomnienia.

Klimat

Dwa motocykle, dwa różne sposoby na poczucie klimatu minionych dni. Pierwszy z nich, Kawasaki, to typowa szosówka. Owiewka dodaje uroku i nawiązuje do ówczesnych motocykli sportowych. Z W800 łatwo zrobić cafe-racera; wystarczy zamontować niższą kierownicę, inne wydechy i siodło z charakterystycznym garbem w miejscu pasażera. Ma kilka fenomenalnych detali, które przenoszą nas w czasie: napęd rozrządu wałkiem królewskim, przednia tarcza hamulcowa wystylizowana na bęben, wspaniałe, wygodne, pikowane siodło, liczniki z charakterystyczną czcionką, kształt tłumików i tylny hamulec bębnowy, skuteczny szczególnie przy jeździe z pasażerem. Kierunkowskazy i lusterka to także pełen oldschool. Gwoździem programu są opony o kształcie bieżnika mocno przypominającym ogumienie sprzed kilkudziesięciu lat.

 

Scrambler jest nieco inny. Wygląda jak motocykl wykorzystywany dawno temu do off-roadu. Potwierdza to wysoko poprowadzony wydech, płyta osłaniająca silnik, opony „kostki”, i nieco wyższa kierownica. Siedzenie jest płaskie, a obudowa silnika sprawia wrażenie, jakby skrzynia biegów była osobnym mechanizmem. W taki sposób konstruowano układ napędowy niemal 50 lat temu. Wtryskiwacze i ich sterowanie zamaskowano obudową wyglądającą jak gaźniki. Dwa detale rzuciły mnie na kolana: pierwszym z nich jest krateczka osłaniająca przedni reflektor a drugi, to wysuwana spod baku dźwignia ssania. Obydwa motocykle prezentują wysoką jakość wykonania, dbałość o szczegóły i ciężko znaleźć w nich jakiekolwiek niedoróbki. Przy oldschoolowym wyglądzie, w testowanych motocyklach zabrakło mi dwóch detali: kickstartera i kraników paliwa. Wówczas klimat retro byłby permanentny.

Jazda

Uruchomieniu silnika Triumpha towarzyszy wzrost radości. Akcesoryjny Arrow brzmi ślicznie. Kawa miała seryjne wydechy, jednak, jak twierdzi właściciel, zaraz po okresie dotarcia dostanie dedykowane aftermarkety. Odgłos i charakterystyka pracy silnika błyskawicznie przenosi nas do Londynu, pod Ace Cafe, na przełom lat `60 i `70. Czuć ducha walki, wyścigów, spalonej gumy i nienawiści do wszelkich „modsów” i ich Vesp obwieszonych chromowanym złomem. Czas zacząć przedstawienie: na pierwszy ogień idzie centrum miasta. Motocykle okazują się zaskakująco poręczne, wygodne, a osiągi i hamulce są porównywalne, do najpopularniejszych, współczesnych pięćsetek. Pozycja kierowcy zapewnia duży komfort i przyjemność z jazdy. Pasażer ma bardzo wygodnie, nie musi podkurczać nóg. Kanapa jest miękka, wygodna, a Kawasaki dodatkowo dysponuje solidnymi uchwytami dla towarzyszki podróży. Nieco szybsza jazda jest możliwa, ale zupełnie nie pasuje do wyluzowanego, wyszukanego stylu motocykli. Mimo, że czas przejazdu ustalonej trasy wcale nie imponował-dla kierowcy ważniejsza była radość z jazdy. Korki nie stanowią najmniejszego problemu. Jadąc bez pośpiechu zauważamy dużą zwrotność, przyjemną charakterystykę silników, nie wymuszającą częstego używania biegów. Elastyczność jednostek napędowych jest zdecydowanie zadowalająca. Mimo niewielkich zbiorników paliwa, jesteśmy rzadkimi gośćmi na stacjach benzynowych. Zużycie paliwa nie przekraczało 5l/100km. Hamulce można uznać za wystarczające. Po zatrzymaniu motocykle zwracały na siebie uwagę; sporo lokalnych znawców starszego pokolenia, widziało w nich BSA, Nortony i nawet wymieniało konkretne modele wspomnianych producentów. Oznacza to, że styliści świetnie odrobili pracę domową. Niektórzy dopytywali, w jakim warsztacie przeprowadzaliśmy restaurację i ile kosztowała, gdyż „mają Iża lub Komara do odnowienia”.

Zwycięzcą jest jeździec

Powyższe porównanie nie ma na celu wyłonienie zwycięzcy. Każdy z tych motocykli jest w stylu retro, ale różnią się od siebie znacznie. Kawasaki wygląda na szybką szosówkę z lat sześćdziesiątych, ale jej charakter jest nieco zbyt powściągliwy. Scrambler duszą przypomina większość pojazdów z Hinckley – ma zdecydowanie bardziej hardcore’owe usposobienie i wygląd terenówki z dawnych lat. Dlaczego, przy tak uniwersalnym charakterze testowanych motocykli, niemal nie widać ich na drogach, a przeciętny, polski miłośnik klasyki wybiera choppera, albo cruisera, które są znacznie mniej dynamiczne, poręczne i wygodne? Zupełnie tego nie rozumiem. Triumph i Kawasaki to ciekawa propozycja dla wielbicieli klasyki, ale w zwrotniejszym wydaniu. Możemy je polecić początkującym, lub powracającym do motocyklizmu po dłuższej przerwie. Indywidualistom i estetom. Każdemu, kto chce się wyróżniać. Prawdę mówiąc chętnie postawił bym któregoś z nich u siebie w garażu, jako drugi motocykl-niech cieszy oko!

Ujęcie drugie

Powrót znad Zegrza był przyjemny. Fantastycznie jest spotkać dobrych znajomych, spędzić z nimi cały dzień, wykąpać się, pogadać, pojeździć, uciec od trosk z zadymionego miasta. Osiągi albo napompowana, chopperowa wolność, to sprawy wtórne; liczy się RADOŚĆ z jazdy. Triumph i Kawasaki nam ją oferują – pierwotną, prawdziwą i momentami nieco już zapomnianą…

Za wypożyczenie Kawasaki W800 dziękujemy salonowi cafe racer.

 

 

Zostaw odpowiedź

Twój e-mail nie zostanie opublikowany