Kawasaki AX 125 Athlete - Pokrak - Motogen.pl

Właściwie każda marka ma w swojej ofercie przynajmniej jeden taki pojazd. Niedawno również Kawasaki dołączyło nowy model – AX 125 Athlete. 

Design i jakość

Kawasaki AX 125 Athlete, co tu dużo mówić, jest charakterystyczny. Nie wiem, dlaczego producent postanowił nazwać go „Athlete” (z ang. atleta, lekkoatleta, sportowiec), ale mam wrażenie, że chodziło wyłącznie o przekorę. Bo powiedzmy sobie szczerze – nazwanie go inaczej niż „Pokrakiem” lub „Tofikiem” będzie nosiło znamiona upośledzenia umysłowego, a w najlepszym razie świadczyć może o tym, że gust mamy nieco zmącony. Pomimo tego pierwszymi słowami, które wypowiedziałem na jego widok, były: CHCĘ TYM POJEŹDZIĆ!

 

  


Wygląda specyficznie, to fakt. A jak został wykonany? Przekorny wygląd AX 125 idzie w parze z jego wykonaniem. Jest po prostu bardzo poprawnie. Plastiki zostały dobrze spasowane, a przy tym są dość elastyczne. Nawet próba mocnego wyginania nie dawała oznak łamliwości. Powłoka lakiernicza również jest ok, natomiast można się przyczepić do dość tandetnych naklejek z nazwą, które umieszczono na ogonie. To jednak drobiazg, zawsze można je zerwać i nakleić „Hello Kitty” albo prośbę typu „Obiecaj, że mnie nie zabijesz”. Pozostałe elementy, w tym przełączniki, okablowanie, kanapa, uchwyt pasażera oraz zegary, wykonano… po prostu schludnie. Mam jednak wrażenie, że wiele części zostało zaczerpniętych z jakiegoś zapomnianego magazynu części motocykli, który znajdował się na tyłach fabryki. Najgorzej w tym wszystkim wypadają zegary, które są do bólu analogowe i wyglądają jakby wyjęto je z motocykli lat 60. ubiegłego stulecia. Gdyby przyjęto „oldschoolowy” design, jak choćby w Suzuki VanVan 125, zabieg taki miałby sens. Ale przy sprzęcie będącym czymś w rodzaju pocket bike’a synka Predatora, wygląda to trochę słabo. Nawet jeśli uwzględnimy przedziwną koncepcję podwójnych kierunkowskazów wbudowanych w lampę – à la Lexus. W tej klasie, choćby Honda MSX 125, prezentuje się znacznie, znacznie lepiej, o skuterach nie wspominając. Ale to właściwie jedyne, do czego można się przyczepić. Tak naprawdę podczas jazdy zupełnie przestajemy na to zwracać uwagę.

Silnik i skrzynia

Sercem Kawasaki AX 125 jest bardzo prosty, dwuzaworowy singiel zasilany gaźnikiem, o pojemności 125 cm³, który generuje 9,9 KM mocy przy 8000 obr./min. oraz 8,6 Nm momentu, które osiąga przy 6000 obr./min. Co ciekawe, „odpalenie” może odbywać się za pomocą rozrusznika elektrycznego, jak również z „kopniaka”. Za przeniesienie napędu odpowiada półautomatyczna skrzynia o „odwróconym” działaniu oraz łańcuch. Czy jest to wystarczające dla motocykla ważącego 104 kg? Elementem kluczowym do wykorzystania zarówno mocy, jak i momentu, jest nietypowa skrzynia biegów. Jest półautomatyczna, czyli nie mamy dźwigni sprzęgła, a biegi zmieniamy ujmując gaz i naciskając dźwignię. I tutaj dwa problemy. Pierwszy, to dość toporne działanie przy redukcji. AX 125 po prostu zachowuje się jak sportowa sześćsetka, która została zredukowana z 2 na 1 przy 140 km/h. Dopóki się do tego nie przyzwyczaimy jest to dość uciążliwe. Po drugie, działanie skrzyni dla osób od dawna jeżdżących motocyklem, może stanowić pewne zaskoczenie. Skrzynia bowiem obsługiwana jest „odwrotnie”, czyli jeden w górę, reszta w dół. Tak przynajmniej mi się wydaje, bo pełne rozkminienie jak wrzucić „jedynkę” spędza mi sen z powiek po dziś dzień (ciężko powiedzieć, czy sekwencja jest 1-0-2-3-4 czy 0-1-2-3-4). Tak naprawdę to nigdy nie wiedziałem, czy wbiłem jedynkę, czy już dwójkę, nawet kiedy chwilę przed paliła się zielona kontrolka biegu neutralnego. Tym bardziej, że Kawasaki AX 125 zatrzymujemy, mając wbity dowolny bieg, z dowolnego również można ruszać. Na początku może to prowadzić do dziwnych sytuacji, jak choćby ruszanie z dwójki, a następnie zamiast wbicia – zbicie i efektowny kangur, połączony z zamiataniem ogonem lub próba ruszenia z czwórki i mozolne przyspieszanie połączone z nerwowym odpychaniem się nogami, mając za sobą sznur samochodów.

 

Silniczek Kawasaki AX 125 Athlete pali od strzała. Wróć! Pali od strzała, po czym gaśnie, a to za sprawą dźwigni ssania, która automatycznie odbija. Niestety, dopóki silniczek nie wskoczy na obroty i się nieco nie nagrzeje, musimy ją trzymać. Ważne jednak, że pracuje równo, tworząc niewielkie wibracje po osiągnięciu ok. 40 km/h. Jednak jego najbardziej charakterystyczną cechą jest generowanie ilości decybeli odwrotnie proporcjonalnej do osiąganej prędkości. Mówiąc krótko, kiedy z dźwięku i wytwarzanych wibracji wnioskujemy, że co najmniej osiągnęliśmy pierwszą prędkość rezonansową, możemy mieć pewność, że jeszcze nie przekroczyliśmy 50 km/h. I choć o atomowych przyspieszeniach nie ma mowy, to starty spod świateł, jak również spokojne przemieszczanie się po mieście małą Kawą, nie są ani stresujące, ani problematyczne. Pod warunkiem, że ogarniemy skrzynię biegów. Prędkość maksymalna, którą udało się osiągnąć, wynosiła 85 km/h (dlaczego więc licznik wyskalowano do 170 km/h nie jestem w stanie pojąć, zdaje się jednak potwierdzać to teorię użycia zalegających na magazynie części). Należy jednak pamiętać, że rozpędzanie się do 60 km/h jest najbardziej żywiołowe, a próba osiągnięcie maksa wymaga nie tylko cierpliwości przedszkolanki, ale i kawałka wolnej obwodnicy. 

 

Solo:
Do 60 km/h Do 85 km/h
11 sek. Brak danych*

 

Z pasażerem:
Do 60 km/h Do 85 km/h
Brak danych** Brak danych**

 

* Niestety obrana miejscówka miała zbyt krótki rozbieg, aby w bezpiecznych warunkach przeprowadzić pomiar. Przepraszamy za dyletanctwo.
** AX 125 po prostu ruszył. A biorąc pod uwagę wysiłek, który temu towarzyszył, już to należy uznać za osiągnięcie. Zakładamy, że przyczyną tego był mój plecaczek, który waży ok. 130 kg. 

 

ZOBACZ TEŻ: SUZUKI VAN VAN 125 VS RIEJU MARATHON 125 – „DOBRY I ZŁY GLINA”

Ergonomia

Tym, co najbardziej mnie ciekawiło, nie było jednak, jak facet mający 184 cm wzrostu będzie wyglądał na Kawasaki AX 125 Athlete, czyli na czymś, co nie tylko wygląda, ale i gabarytami przypomina konika polnego, ale jak będzie się na tym siedziało i jak będzie się to prowadziło. Wąska kanapa, która wielkością i kształtem przypomina czasowe siodełko rowerowe, kierownica węższa nawet od tych, które bywalcy kawiarenek na Placu Hipsterów montują na swoim ostrym kole, nie napawały optymizmem. Do tego podnóżki znajdujące się nieco z tyłu. Ból gwarantowany? Ano nie. Po pierwsze, kanapa okazuje się genialnie wyprofilowana, co dla osób nawet niskich oznacza, że osiągną asfalt z ugiętymi nogami, a wysokie zejdą na kolano stojąc na parkingu. Po drugie, dźwignie i podnóżki znajdują się w idealnym położeniu, choć niewątpliwie zastosowanie kołyski do zmiany biegów jest pomysłem tak trafionym, jak pozwolenie Britney Spears zagrać w filmie (brak regulacji dźwigni pod piętą kompletnie wyklucza jej użycie przez osoby, które nie mają nóg z plasteliny). Po trzecie, kierownica. Wąska, ale mimo to zapewniająca pewny chwyt oraz manewrowanie. Po czwarte, to co przeszkadza jako design, tutaj sprawdza się wyśmienicie, czyli prostota zegarów i konsoli. Wady? Ano są. Lusterka gwarantują, co najwyżej, dokładne obejrzenie rękawów kurtki, a konieczność trzymania dźwigni ssania może doprowadzić do frustracji nawet pielęgniarkę pracującą w psychiatryku. Denerwująca jest również stopka boczna, której rozłożenie wymaga albo podwójnego przegubu w kostce, albo rozciągnięcia umożliwiającego sięgnięcia do niej ręką. Na szczęście sytuację ratuje stopka centralna, którą można rozłożyć siedząc na motocyklu (sic!). Brakuje również niewielkiego schowka, który – biorąc pod uwagę ograniczoną przestrzeń pomiędzy bakiem, a siedzeniem – mógł się tam znaleźć. No i dane wyświetlane na „kokpicie”. Przebieg całkowity to wszystko, co otrzymujemy. Najbardziej brakuje kontrolki paliwa, mamy wyłącznie pomarańczową diodę rezerwy. Oczywiście, można jeszcze wspomnieć o niewystarczającej ochronie przed warunkami atmosferycznymi, jednak braku owiewek, ze względu na prędkości osiągane na Kawasaki AX 125, zupełnie nie odczujemy.

Zawieszenie

Zawieszenie Kawasaki AX 125 Athlete to klasyczny widelec teleskopowy na przodzie, o średnicy mieszczącej się pomiędzy słomką, a rurką z kremem (niestety producent nie podaje), oraz wahacz monoshock na tyle. Zarówno przód, jak i tył, nie mają regulacji, co tak po prawdzie nie przeszkadza w codziennym użytkowaniu. Sporą rolę odgrywają tutaj neutralne zestrojenie oraz wąskie i wysokie (17”) koła, które bez kłopotu radzą sobie zarówno z koleinami, jak i wyższymi krawężnikami. Tak więc bez problemu przejedziemy przez trawnik, pas zieleni czy ogródek sąsiadki. Prowadzenie jest bardzo neutralne. I choć o jeździe po winklach ciężko mówić, bo Pokrak jedzie sobie radośnie 65-70 km/h, to zawracanie na raz, nawet na chodniku, jest jak najbardziej wykonalne. Co ciekawe, szybki przejazd przez doły, dołki i wądołki nie prowadzi do urazów kręgosłupa, podobnie jak przejechanie ze sporą prędkością przez niewidoczny próg zwalniający. Pomimo swojej absolutnej prostoty, zawieszenie w Kawasaki AX 125 sprawuje się co najmniej zadowalająco.

Hamulce

 

O ile zawieszenie jest niezłe, to hamulce Kawasaki AX 125 Athlete nie zachwycają. Dwie tarcze ząbkowane typu „wave”  (jedna z przodu i jedna z tyłu) uzbrojone w zaciski dwutłoczkowe, wraz z gumowymi przewodami, gwarantują co najwyżej bardzo ostre spowalnianie. Zablokowanie przodu jest właściwie niemożliwe, nawet na mokrym, natomiast tył piszczy każdorazowo po naciśnięciu dźwigni. Mimo to hamowanie jest stabilne i wbrew pozorom bezstresowe. Nie występuje głęboki nurek, wężykowanie, myszkowanie ani cokolwiek innego, co nawet początkującego może przyprawić o konieczność szybkiego umieszczenia spodni w pralce tuż po wejściu do domu. Pamiętajmy jednak, że jadąc z prędkością 60-70 km/h mamy nieco inne postrzeganie otoczenia, niż jadąc 120-130 km/h (no wiem, motocykliści przez miasto tak szybko nie jeżdżą). I choć nie miałem ani jednej awaryjnej sytuacji jadąc na Pokraku, to jednak droga hamowania jest dość długa jak na tę klasę (w porównaniu z Suzuki VanVan 125 i Hondą MSX 125 Kawa wypada po prostu blado).

Jazda

 

Przed jazdą Kawasaki AX 125 byłem przekonany, że każdy mały sprzęt w korku spisuje się tak samo – genialnie. Czy to Suzuki Burgman 125, czy Kymco People 125, każdym z nich jeździło się po prostu doskonale. Ale to, co pokazuje Pokrak, przechodzi najśmielsze oczekiwania. Jest wąski, węższy niż średniej budowy facet, zatem w korku jedziemy nim bez problemu. Tam, gdzie zmieszczą się nasze barki, zmieści się i motocykl. Do tego dobrze rozłożona masa i nisko umieszczony środek ciężkości sprawiają, że slalom pomiędzy stojącymi w korku samochodami jest bezproblemowy (tego nie udało mi się zrobić żadnym innym motocyklem). Dopchanie się na pole position, nawet jeśli przyjdzie nam ryć nierówne pobocze, nie stanowi wyzwania dla małego Pokraka, a ruszenie, kiedy na sygnalizator wchodzi pomarańczowe, gwarantuje, że rozpędzimy się na tyle, że nie będziemy irytować kierowców samochodów. A kiedy już do nas dojdą, wyprzedzą łatwiej niż rowerzystę.

 

Poza miastem sprawa trochę się komplikuje. Wpływ ma na to przede wszystkim prędkość maksymalna, która rośnie mniej więcej tak szybko, jak zarost ósmoklasisty. Do tego możemy zapomnieć o wyprzedzaniu, no chyba że pieszego lub rowerzystę. Na szczęście przejechanie 45 km (obwodnica, autostrada, Gierkówka, trochę miasta) nie stanowi problemu jeśli chodzi o wygodę. Po prostu zjeżdżamy po takiej podróży do garażu, wyłączamy starter i spokojnie idziemy do domu.

 

Spalanie

Kawasaki AX 125 Athlete wyposażono w zbiornik 5,2 l paliwa, co umożliwia pokonanie ok. 130 km do chwili pojawienia się kontrolki rezerwy. Później przejedziemy ok. 5-7 km (o czym nie wiedziałem, więc miałem okazję biec na stację po kilka litrów paliwa). Odpalenie po pełnym wypaleniu paliwa możliwe jest dopiero po jakimś czasie (ok. 3 min.) i to kopką. Spalanie średnie w teście wyniosło 3,69 l/100 km, co przy trybie jazdy on/off jest wartością całkiem niezłą. Śmiem twierdzić, że gdyby Kawasaki pokusiło się o wtrysk paliwa (zamiast gaźnika), mogłoby być znacznie niższe. Jedynym problemem jest brak kontrolki paliwa, co zmusza nas do pilnowania przebiegu. I gdyby chociaż dostępny był licznik przebiegu dziennego, można byłoby sobie z tym poradzić. A tak pozostaje nam nerwówka, kiedy okaże się, że kontrolka zaświeciła się na początku obwodnicy, a do zjazdu z niej nie ma stacji.

 

ZOBACZ TEŻ: KAWASAKI J300 – TUNING PO JAPOŃSKU

Podsumowanie

Czas na kilka słów podsumowania. Kawasaki 125 AX Athlete ma naprawdę sporo wad. Wygląda dziwnie, ale to w sumie kwestia gustu. Hamuje przeciętnie, ma niezrozumiałą konstrukcję skrzyni biegów, a na dodatek bak o pojemności bukłaka na wodę wciskanego w plecaki dla truchtaczy. Do tego kosztuje 8900 zł. Ale wszystkie te wady nadrabia z nawiązką dzielnością miejską. Jest zwrotny, manewrowy, można go przestawić w miejscu, podjedzie pod najwyższy krawężnik, zjedzie z kładki dla pieszych, a do tego jest tak komiczny, że nawet kiedy zostawimy niezabezpieczonego na chodniku, nikt go nie ukradnie.

 

Szczerze przyznam, że po zejściu z niego jeszcze przez dziesięć minut miałem banana na pysku i chciałem jak najszybciej wrócić do walki o bus pas, o pole position, o pierwsze miejsce na ćwiartkę startując spod świateł. Tak po prawdzie, wbrew wszystkim wadom, które niewątpliwie posiada, ma jedną zaletę, która odsuwa je wszystkie na bok – jest absolutnie genialnym środkiem transportu po mieście, a w korku najprawdopodobniej nie dorówna mu jakakolwiek inna 125-ka, a nawet niewielkie 50-ki. I właśnie dzięki temu bliżej mu to Niniji, niż atlety.

 

ZALETY: WADY:
– Silnik,
– Dzielność miejska,
– Wygoda,
– Jakość wykonania,
– Zawieszenie.
– Hamulce,
– Niewygodne cięgno ssania,
– Problematyczna boczna stopka,
– Brak miejsca na drobiazgi,
– Nieodgadniona skrzynia biegów
– Zła widoczność w lusterkach
– Spartański kokpit,
– Brak wskaźnika poziomu paliwa.

 

Zostaw odpowiedź

Twój e-mail nie zostanie opublikowany