KTM Freeride 350 - Motogen.pl

Pierwszy kontakt

Przy pierwszym kontakcie z Freeridem od razu rzuca się w oczy kompaktowość, a wręcz filigranowość całej konstrukcji, która niesie za sobą obietnicę niskiej wagi. Od razu należy dodać, że obietnicy spełnionej, bo ten motocykl na sucho waży raptem 99,5 kg. Lżejsze są tylko wyczynówki – dwusuwowe motocykle enduro małych pojemności (a tu mamy przecież aż 350 ccm) lub motocykle stricte trialowe. A Freeride motocyklem wyczynowym nie jest.

 

Wodząc wzrokiem dalej napotykam dwie końcówki wydechu, obie niemalże zatkane czymś przypominającym durszlak. Ciężko mi pojąć ich sens. Bo i po co komu dwie końcówki wydechu w motocyklu walczącym o zrzucenie każdego zbędnego kilograma? Odpowiedzią zapewne jest ekologia, normy czystości spalin, hałas i tym podobne bzdety, do których producent musiał się ustosunkować z uwagi na posiadaną przez ten sprzęt homologację. Tak, nie ma tu błędu. Tym motocyklem po zarejestrowaniu można legalnie poruszać się po drogach publicznych.

 

Kolejną wizualną ciekawostką jest też korek wlewu paliwa, a właściwie jego brak. Okazuje się, że znajduje się on pod kanapą, która unosi się po pociągnięciu odpowiedniej dźwigienki. Pomysł nowatorski i całkiem fajny. Dzięki temu kanapa jest płaska i podchodzi niemal pod samą kierownicę, więc jeździec ma maksymalnie dużo miejsca.

 

Pod kanapą mieści się także filtr powietrza. Jest umieszczony tak, że wyżej już się nie dało i dodatkowo zabezpieczono go przed zalaniem plastikowym kloszem – gdyby ktoś chciał, mógłby przeprawić się na kołach przez Wisłę.

jazda

Przerzucam przez niego nogę i uczucie filigranowości tego motocykla jeszcze się powiększa. Po naciśnięciu guzika startera, który jest jedyną opcją rozruchu, rozlega się dźwięk niepodobny do niczego innego i nieco głośniejszy niż się tego spodziewałem po stopniu zatkania wydechów. Wbiłem jedynkę i ruszyłem. Na początku spokojnie; bawiłem się, chcąc wyczuć motocykl. Po chwili odwinąłem mocniej gaz… i nic się nie stało. Sercem Freeride’a jest silnik o pojemności skokowej 350 ccm, spodziewałem się więc zaadaptowania jednostki napędowej znanej z modeli SX-F czy EXC-F. Nie spodziewałem się jednak tego, że adaptacja będzie polegała między innymi na zmniejszeniu mocy maksymalnej do 23 koni mechanicznych. Pierwsze rozczarowanie. Z drugiej strony, koncepcja tego sprzętu nie polega na ściganiu się, niepotrzebna jest więc wysoka moc. Momentu obrotowego mamy za to pod dostatkiem i to dostępnego niemal od obrotów biegu jałowego.

 

Skrzynia biegów ma dość krótkie przełożenia, ale tu jest to zaletą. Pozwala bowiem na precyzyjne dobranie przełożenia do aktualnie pokonywanych przeszkód. No i jak to w KTM-ie, działa znakomicie.

 

Drugą sprawą, na którą zwróciłem uwagę po ruszeniu, jest to, że mimo posiadanej homologacji, sprzęt ten nawet nie próbuje udowadniać swojej przydatności podczas jazdy drogą asfaltową. Trialowe opony oraz miękkie, sprężyste zawieszenie zdecydowanie psują radość z miejskiej jazdy. Chyba że pod pojęciem jazdy miejskiej rozumiemy jazdę po schodach, kładkach, krawężnikach, wysepkach, torach kolejowych i tym podobnych przeszkodach – wtedy Freeride sprawdzi się znakomicie!

 

Jednak prawdziwa zabawa zaczyna się po wjechaniu w teren. Nie za szybko, bo, jak się okazuje, prędkość maksymalna tego motocykla, nawet jak na sprzęt offroadowy, nie jest za wysoka. Dodatkowo miękko zestrojone zawieszenie nieco niedomaga przy szybszej jeździe drogami szutrowymi.

 

Choć rowerzyści pewnie mnie zrugają za to, co powiem, to świetną miejscówką do zabawy Freeridem jest właśnie plac zabaw przeznaczony dla osób uprawiających rowerowy dirt. Dropy, walle, skoki i zakręty między drzewami sprawiają, że nie chcemy jechać gdzieś dalej, a zaczynamy czuć się jak członkowie rowerowej społeczności. Nie będzie wielką przesadą, gdy napiszę, że Freeride prowadzi się jak rower, tylko nie trzeba pedałować ani wpychać pod górkę. Jest mega lekki, kompaktowy, nie trzeba go zmuszać do skręcania, skoków czy innych hardcorowych zabaw. Wystarczy myśl, a reszta dzieje się jakby samoistnie.

 

Wyjątek stanowi hamowanie. Niestety, hamulce zachowują się jakby były zaadaptowane z roweru – jak na mój gust są za słabe. Szybki rzut oka na pompę hamulcową wymalował zdziwienie na mojej twarzy. Gdzie się podziało standardowe Brembo? I co to do cholery jest Formula? Jak widać, KTM, chcąc utrzymać niewygórowaną cenę, założył tu inne, słabsze i zapewne tańsze hamulce. Nie sprawiają problemu, jeśli chodzi o dozowalność. Można je wyczuć bardzo szybko i łatwo, ale, niestety, oferowana przez nie siła spowalniająca jest słabsza niż ta, do której KTM zdążył nas już przyzwyczaić.
grzanie

 

Po kilkunastominutowym ciągłym hasaniu po tej leśnej, rowerowej miejscówce objawiła się chyba najpoważniejsza wada tego motocykla. Już wcześniej miałem wrażenie, że wiatrak przy chłodnicy jakoś szybko się włącza. Potem praktycznie przy każdorazowym zgaszeniu motocykla płyn chłodzący radośnie tryskał na silnik, zahaczając przy okazji o moje nogi. Owszem, temperatury rzędu 35˚C nie rozpieszczały, ale w końcu ten sprzęt został stworzony właśnie do takiej jazdy! A on się jawnie przegrzewał…

 

Przenieśliśmy się więc nad pobliski strumyk, gdzie zabrałem się za pokonywanie powalonych drzew, przedzieranie się przez krzaki, efektowne rozbryzgiwanie wody i tym podobne zajęcia. Katalogowo Freeride ma o dwa centymetry mniejszy prześwit niż EXC-F350. Praktycznie tego zupełnie nie czuć. Możemy śmiało atakować powalone drzewa – przez większość z nich przejedziemy bez specjalnej gimnastyki.

przeznaczenie

Dla kogo przeznaczony jest ten sprzęt? Myślę, że dla wszystkich. Motocykl daje dużo funu z jazdy, nawet pomimo swojej niewielkiej mocy. Zadowoli zarówno zawodnika, który podczas jazdy będzie się nim bawił i próbował coraz to nowych sztuczek, jak i amatora jazdy offroadowej, bo jest to sprzęt bardzo łatwy do opanowania i wybaczający sporo błędów. Idealnie nadaje się do szlifowania swoich umiejętności i nabrania pewności siebie podczas jazdy po bezdrożach. Z racji wcześniej wspomnianych zalet (niżej niż w typowych motocyklach enduro położona kanapa i filigranowa konstrukcja) docenią go także przedstawicielki płci pięknej.

 

Na przeszkodzie do podbicia rynku mogą stać w zasadzie dwie rzeczy. Pierwsza z nich to cena. Wspomniałem przy okazji hamulców o próbie utrzymania jej na niewygórowanym poziomie. Jednak czy 30 000 zł jest ceną niewygórowaną? Można się tu zacząć sprzeczać. Drugim powodem jest zapowiadana premiera KTM-a Freeride E, którego napędzać ma silnik elektryczny. Wedle dostępnych danych, ma on mieć 7 KM więcej, znacznie wyższy moment obrotowy dostępny w każdej chwili i 5 kg mniej. Dla zasady jestem przeciwnikiem takich elektrycznych wynalazków, ale ten pojazd może okazać się naprawdę ciekawy. Pożyjemy, zobaczymy.

 

 

Zostaw odpowiedź

Twój e-mail nie zostanie opublikowany