Historia Zołzy, czyli jak z Kawasaki Z400 zrobiłem scramblera (cz. III) - Motogen.pl
TO JEST NASZE ARCHIWUM KATEGORII 'Artykuły'

Dopracowane detale

 

 

Z polerowania i lakierowania wróciły elementy kół, a kurier dowiózł już opony. Po pozbyciu się tak wielu elementów z motocykla, każdy detal, każda część musi być dopracowana. Patrząc w dużym uproszczeniu z motocykla został silnik, rama, zbiornik i właśnie koła. To one miały ostatecznie dodać „ostrego” i terenowego stylu. Lakierowane na czarno obręcze i wypolerowane pozostałe elementy wyszły dokładnie tak jak chciałem. Opona dzięki temu wydaje się bardzo potężna i gruba. Jedyne o co się martwiliśmy to to, czy wystające na bok kostki nie będą ocierały o lagi lub amortyzatory, ale okazało się, że wszystko pasuje idealnie bez modyfikacji.

 

Zobacz poprzednie odcinki artykułu: część I oraz część II

Poprawianie hamulców

 

 

Motocykle japońskie z lat 80. miały jeden mały, delikatny problem - nie hamowały. Przynajmniej z dzisiejszego punktu widzenia skuteczność układów hamulcowych dawała wiele do życzenia. Ten stan był dla mnie niedopuszczalny, dlatego nad układem trzeba było trochę popracować. Najmniej komplikującym sprawę sposobem jest wymiana przewodu hamulcowego na stalowy oplot oraz wymiana pompy na bardziej wydajną, pozostawiając oryginalną tarczę i zacisk. Musimy pamiętać, że motocykl będzie jeździł na częściowo terenowych oponach, więc betonowo skuteczne hamulce mogłyby się okazać kiepskim pomysłem. Jeśli chodzi o przewody hamulcowe, to wybraliśmy Goodridge, który od razu można było zamówić w dowolnym kolorze - padło na czerwony.

 

Dużo większe pole do popisu, jeśli chodzi o wybór, jest wśród pomp hamulcowych. Ta, jak łatwo się domyślić, z rynku wtórnego wyciągnięta z motocykla w dobrym stanie powinna jeszcze długo posłużyć. Kolejny raz wybór był dziełem przypadku - jadąc w zupełnie innej sprawie trafiłem do serwisu specjalizującego się w Hondzie CBR i tu przy mnie z motocykla z uszkodzonym silnikiem wyciągnięto nienaruszoną pompę od modelu CBR600F4i Sport - pasowała idealnie.

Minimalistyczna elektryka

 

 

Wszystkie części zgromadzone - kupione, odnowione i polakierowane. Na swoją kolejkę czekają już tylko błotniki i zbiornik, ale te trafią w ręce aerografisty Przemysława Drozda. Motocykl został więc złożony w całość aby zrobić ostatnie poprawki oraz założyć instalację elektryczną. Na kierownicy wylądowały małe, stylowe przyciski sygnału dźwiękowego oraz odcięcia zapłonu.

 

W przypadku całkowicie przeprowadzonej renowacji motocykla grzechem byłoby pozostawienie starej wiązki elektrycznej. Tym bardziej, że przez założenia konstrukcyjno-stylistyczne, poprowadzenie wiązki nie było trudne. Zdecydowałem się nie zakładać kierunkowskazów - według kilku okręgowych stacji kontroli pojazdów w przypadku motocykla z tego rocznika, przegląd zostanie podbity również bez kierunkowskazów.

 

Kawasaki nie będzie też miało elektrycznego rozrusznika. Z400 fabrycznie był wyposażony w elektryczny starter, ale został on wymontowany z motocykla, pozostał tylko kopniak. Po prostu miało być klimatycznie i bezkompromisowo.

 

 

Ostatni element to zadbanie o ostateczny wygląd nadwozia, za co odpowiedzialne było jak wspomniałem wcześniej, studio Drozd Kustom Graphics. Co ciekawe, z autorem nigdy nie spotkałem się na żywo. Wszystko jest efektem długich rozmów telefonicznych oraz pomysłów i wzorów przesłanych mailowo. Ogólny zamysł był taki, aby motocykl wyglądał na używany, który przeszedł już nieco w życiu. Motywem przewodnim było więc trochę rdzy na zbiorniku i wszechobecne przetarcia.


Podsumowanie oraz zestawienie kosztów na następnej stronie>>>

 

 

Podsumowanie

Motocykl oficjalnie można uznać za skończony. Czy aby na pewno? Wygląd zdecydowanie odpowiada temu, co mi się podoba. Oczywiście ze względów konstrukcyjnych kilku rzeczy nie udało się przeskoczyć - wydech jak był tak jest poprowadzony dołem. Do tego poszycie kanapy wykonane na szybko przed targami z flanelowej koszuli z pewnością po jakimś czasie będzie nadawało się do wyrzucenia, a jego miejsce zastąpi skórzane poszycie wykonane przez tapicera. Trudno też powiedzieć jak motocykl będzie sprawował się pod względem zachowania na drodze, w tej chwili kończę formalności związane z rejestracją i niedługo Zołza wyjedzie na ulicę.

 

W moim przypadku, osoby, która sama nie poradziłaby sobie z budową, doskonale zadziałała współpraca z warsztatem Moonshine Motors. Oczywiście, gdy wybieramy takie wyjście, dochodzą dodatkowe koszty robocizny, ale bez oddania motocykla w ręce specjalisty, projekt nigdy by się nie zakończył.

 

Mój wpływ na motocykl był dokładnie taki, jaki minimalnie był potrzebny do tego, abym na koniec uznał, że sprzęt jest taki, jakiego sobie zamarzyłem. Przekazując motocykl do warsztatu nie martwiłem się też o współpracę z podwykonawcami, a i ceny na te usługi otrzymuje się lepsze niż jako człowiek z ulicy. Dzięki temu lakierowanie proszkowe elementów, polerowanie aluminium, instalacja elektryczna czy sprawy mechaniczne to tematy, którymi nie musimy się sami martwić i mamy to wszystko podane na tacy.

 

 

Podczas tworzenia „Zołzy” nauczyłem się, że nie ma czegoś takiego jak „wymienimy tylko kilka elementów, bo nie chcę się pakować w koszty”. Kiedy decydujemy się na renowację motocykla, musimy liczyć się z tym, że jedno działanie pociąga drugie. W końcu przecież jak będzie wyglądał motocykl z odnowioną pokrywą lakierniczą na zbiorniku i ramie z silnikiem pozostawionym w stanie, jakby przez ostatnie 15 lat leżał na dnie Morza Bałtyckiego? Albo kiedy zabierzemy się za odnowienie kół, to po założeniu nowych opon i polakierowaniu obręczy nie zostawimy przecież szprych i piasty z zapieczonym od 25 lat brudem i smarem.

 

Wymiana każdego elementu sprawiała, że zaraz pojawiał się tekst - no dobrze, to jeszcze przydałoby się zrobić to i to. W efekcie części, które pozostały niezmienione, to lagi zawieszenia, przednia tarcza oraz… kopniak. Cała reszta została albo wymieniona na nowy element, albo polakierowana, wypolerowana, pocięta lub w inny sposób zmodyfikowana.

Koszty

Te postanowiłem podzielić na kategorie, aby Czytelnicy mogli lepiej się zorientować. Do poniższego zestawienia oczywiście dochodzą elementy, które trudno wycenić. Błotniki zostały wykonane z elementów z ciągnika Ursus, które akurat były pod ręką w warsztacie - tak samo jak płyta pod siodło, która była zwykłym, zapomnianym kawałkiem blachy. Płyta pod silnik została z kolei przygotowana przez znanego Wam z MOTOGEN. Kubę Olkowskiego, który zrobił ją po znajomości wycinając laserem.

 

Do tego wszystkiego trzeba oczywiście doliczyć kwotę, jaką zostawimy w warsztacie. Ta będzie już uzależniona od skomplikowania prac.

 

Baza:
Motocykl Kawasaki Z400 - 5000 zł

Osprzęt:
kierownica, manetki, liczniki itd. - 3000 zł

Eksploatacja:
opony, dętki, świece, klocki itd. - 2000 zł.

Zostaw odpowiedź

Twój e-mail nie zostanie opublikowany