Harley-Davidson WLA 1942 r. - Motogen.pl

Jazda na tak niskim i jednocześnie ciężkim motocyklu wymaga nie tylko przyzwyczajenia, czy nawet specjalnych umiejętności, ale również pewnego stylu życia i nabycia szorstkiej ogłady.

 

Pedał sprzęgła przy lewej stopie, manetka regulacji kąta wyprzedzenia zapłonu, beznadziejne hamulce, zawieszenie typu springer ze starodawnymi sprężynami z przodu oraz utytłane smarem, ledwie resorujące siodło zamiast jakiegokolwiek amortyzatora z tyłu. Nie wspominając już o ochrypniętym warkocie cherlawego silnika, który kopci obłokiem gęstego dymu i którego odpalić silnym kopem z buciora może tylko facet w typie macho. To sprzęt dla prawdziwego mężczyzny, jedzącego brudnymi łapskami żarcie z puszki nad ogniskiem gdzieś w kanionie. Nieogolonego i niedomytego. Jeżdżącego byle gdzie i byle jak. I pewnie jeszcze bez prawa jazdy.

 

Sorry, ale to nie ten motocykl i nie to opowiadanie. Maszyna na zdjęciach to grzeczna, ale nie mniej interesująca, cywilna wersja legendarnego Harleya – Davidsona WLA z 1942 roku. Wprawdzie jest głośny, bo ma wydech, któremu obce są współczesne normy emisji spalin i hałasu, ale tego dźwięku nie da się opisać. To po prostu trzeba usłyszeć! Marcin (odpowiedzialny menedżer pewnej firmy z Opola i jednocześnie właściciel motocykla) lewą manetką dodaje gazu, zwiększając obroty silnika zanim, umieszczonym po prawej, rollgazem odchyli przepustnicę. Potem dwucylindrowiec przyspiesza jeszcze bardziej, by po zapięciu pierwszego biegu (dźwignią z lewej stronie baku) i puszczeniu pedału sprzęgła, maszyna ruszyła z charakterystycznym gangiem legendarnej „fałki”.…zdarza się, że motocykl czasami gęsto zakopci przy schodzeniu z obrotów na zamkniętym gazie – tak ma być…

Ale od początku

Dawno temu Marcin ocucił, odziedziczonego po ojcu i dziadku, NSU Quick z 1940 roku o pojemności 98 cm³. Sprzętem tym jeździł na okoliczne zloty, a najdalej z Opola wypuścił się aż do Rychłocic. Pokonał w ten sposób 130 km przy prędkości 50 km/h. Ponieważ przy takim tempie jazdy jest dużo czasu na myślenie, dopadło go doświadczane przez wielu wrażenie zetknięcia się z czymś, co odmienia życie i na długo pozostaje w pamięci. Odbudowa NSU stała się inspiracją do spełnienia największego marzenia Marcina, czyli wyremontowania zabytkowego Harleya – Davidsona. Zakrojone na szeroką skalę bazarowo-ogłoszeniowe poszukiwania przyniosły zadowalający efekt. Wkrótce nabył zwłoki rzeczonego motocykla, czyli ramę z dokumentami, zbiornik paliwowo-olejowy, przednie zawieszenie i siedzenie. Wszystko to od chłopaka, który rozpoczął restaurację tych elementów, ale wnet się zniechęcił. „Przypadkowa” odbudowa jakiegokolwiek motocykla nie jest łatwa, lecz niezwykle pomocni okazali się koledzy. Jednakże prawdziwą inspirację Marcin odnalazł w zakupionym wcześniej, a wspomnianym powyżej, przednim zawieszeniu z amortyzatorem ciernym typu springer. Jego chromowana powłoka zdradzała, iż pochodził z cywilnej wersji wojskowego modelu WLA. Odrestaurowanie motocykla „na cywila” zdało się Marcinowi znacznie ciekawszą opcją. Ponadto wersja ta wyposażona była, między innymi, w takie gadżety jak tłumienie drgań kierownicy oraz odłączane od piast hamulce bębnowe obu kół, dodatkowo wymiennych ze sobą i wózkiem bocznym.

 

Niebawem udało się kupić silnik o pojemności 750 cm³, który został całkowicie odremontowany i dopieszczony do ostatniego zaworu. Ponieważ jednak ten model „Harysia” z 1942 roku zawiera ponad 4000 skatalogowanych części, jego właściciel wciąż natrafia na nowe elementy. Z tego też powodu odbudowa motocykla trwa właściwie do dziś i do konstrukcji dołączane są kolejne detale wyposażenia dodatkowego.

Zagadał za trzecim razem

Pierwszy raz miał miejsce w garażu. Trwające przez trzy lata chromowanie, lakierowanie, skręcanie i podłączanie poszczególnych części to dość długa gra wstępna, po której pierwsze odpalenie jest czymś więcej niż siedmiomilowym krokiem. A przecież to, co najlepsze, podobnie jak w małżeństwie, miało nadejść dopiero później. Dźwięk budzącego się do życia silnika zaintrygował sąsiadów. A właściwie sąsiadkę, panią Gertrudę, która rozjuszona piekielnym hałasem nakryła Marcina nad wibrującym motocyklem w niedwuznacznej pozycji. W dodatku, ze śrubokrętem w dłoni. Od tej pory operacje na sercu motocykla musiały odbywać się na wolnym powietrzu.…Sunąc ulicami, Marcin i jego motocykl mają w sobie coś z mitu jeźdźca… Świetną okazją była nauka jazdy na wskrzeszonym sprzęcie. Pierwszą, większą ekspedycją Marcina był wyjazd do kolegów w Krapkowicach, po której nabrał on takiego zaufania do swojego motocykla, że od tamtej pory, przez pięć lat do dziś, pokonał na nim dystans 30 000 km. Po drodze było mnóstwo rajdów dla pojazdów zabytkowych, zarówno w Polsce, Czechach i w Niemczech. Zaszczytne wysokie miejsca i nagrody, w tym również za najdłuższe, pokonane trasy. Ponieważ w konstrukcji tego „Hadeka” przewidziano same duże, calowe śruby i nakrętki, właściciel szybko doszedł do wniosku, że do jego napraw nie wystarczą tylko kombinerki i śrubokręt. Oznaczało to tyle, że w przypadku poważniejszej awarii, „interwencja polowa” i tak nie przyniosłaby żadnego skutku. Dlatego Marcin nie zabiera ze sobą w trasę większej liczby narzędzi. Konstrukcja motocykla jest na tyle prosta, że gwarantuje niezawodność i w tym przypadku teoria sprawdza się praktyce.

Styl Brudnego Harry’ego?

Sunąc ulicami, Marcin i jego motocykl mają w sobie coś z mitu jeźdźca. Lekko pochylona sylwetka kierowcy, szerokie siodło, głębokie błotniki, pękaty zbiornik paliwa, chromy i szeroka kierownica to charakterystyczne cechy maszyn spod znaku H-D. Rzeczywiście, zdarza się, że motocykl czasami gęsto zakopci przy schodzeniu z obrotów na zamkniętym gazie. Tak ma być. Zdarza się, że rama niemal jęknie pod wpływem najechania twardo zawieszonym tylnym kołem na nierówność drogi, ale tak też ma być. Zdarza się, że ktoś przechodzący obok tego motocykla nie zwróci na niego uwagi. I tak też może być. Taki ktoś nie zdaje sobie jednak sprawy, że alianci ratowali swe życie kładąc na ziemi wojskową odmianę tego motocykla i chowając się za stworzoną w ten sposób barykadą strzelali do atakującego wroga. Prawdopodobnie nie zdaje sobie także sprawy, że dzięki cywilnej wersji tego motocykla faceci wydatnie wpływali na wzrost populacji wyludnionej wojną Europy.

Zostaw odpowiedź

Twój e-mail nie zostanie opublikowany