Harley-Davidson VRSCDX Night Rod Special - Motogen.pl

Byłem jednym z pierwszych, a jeśli dobrze pamiętam, to pierwszym dziennikarzem, który testował w Polsce nowego V-roda. To było… Wstyd przyznać, jak dawno temu. Zdaje się jakoś na początku 2002 roku. Pierwsze zachłyśnięcie się nowatorską konstrukcją minęło u mnie dość szybko. Wszyscy jak mantrę powtarzali te same słowa: „dragster”, „silnik Porsche”, „moc”. Nie dałem się kupić. Nie przekonał mnie wówczas i do dziś mnie nie przekonuje. Tak właściwie, to go nie lubię. Za co? Właściwie za wszystko to, co wielu uważa za największe atuty: za to, że tak bardzo odróżnia się od tego, co znamy od ponad 100 lat.

 

Ani dragsterowy wygląd, pozycja za kierownicą, „dziwaczny” kąt pochylenia główki ramy, ani też silnik nie przekonały mnie do siebie. Choć w tamtych czasach budziły respekt nie tylko wśród innych H-D. To były niezłe osiągi, imponująca moc i moment obrotowy. Ale po kolei.

 

Co odróżnia linię VRSC od „typowych” H-D? Wiele. Pierwszym i najważniejszym jest silnik. Skonstruowany z udziałem inżynierów Porsche zupełnie rozbiegał się z filozofią marki. Wysokoobrotowy, chłodzony cieczą i choć nadal będący dwucylindrową V-ką, to z „dziwnym” jak dla Harleya kątem rozwarcia cylindrów: 60°. Jako ciekawostkę mogę wspomnieć, że Harley opatentował dwucylindrowy układ silnika o kącie rozwarcia 45°, bo jak twierdzi, tylko ten układ jest gwarancją otrzymania charakterystycznego dźwięku H-D. V-Rod nie pracuje, jak „typowy” Harley. Odgłos pracy na standardowym wydechu jest mało spektakularny. Poza tym charakter silnika, mimo że generuje całkiem pokaźne 111 Nm momentu, to „wykręca” je w niebotycznych jak na Harleya 7250 obr/min. Podobnie moc. Lata temu 117 KM w pierwszym V-Rodzie budziło respekt. Dziś jedynie podkreśla, że aktualne 122 KM potrzebują aż 8000 obr/min. Wysoko. Jakie są tego rezultaty? Silnik wydaje się być dość ospały, zwłaszcza w niskim i średnim zakresie obrotów. Dziś nowoczesna, choć klasyczna „sto siódemka” Milwaukee-Eight V45° z chociażby Road Glide „pali lacza” jeszcze po przerzuceniu na drugi bieg. Night Rod może tylko o tym pomarzyć i „poszczycić” się jękliwym piskiem w wąskim wycinku obrotów, tylko na jedynce i pod warunkiem, że naprawdę mocno strzelimy z klamki sprzęgła. Ten motor nie ma siły obrócić „240” na tylnej obręczy, która zainstalowana została tam w czasach, kiedy „grubasy” były jeszcze w modzie. Pierwszy V-Rod miał 180 mm tylną oponę i wystarczała ona w zupełności. Z 240-tką musimy się tylko bardziej męczyć na zakrętach. Trzeba przyznać, Night Rod pokonuje je stabilnie, choć szerokość tylnego „lacza” wymusza pewne trzymanie kierownicy i zdecydowane nakłonienie motocykla do pokonania zakrętu. Szerokość opony sprawia też to, że motocyklem zdecydowanie łatwiej pokonać zakręt, kiedy nie boimy się go zdecydowanie położyć.

 

Pozycja wielu może przypaść do gustu i nie zamierzam jej krytykować tylko ze względu na to, że nie lubię jeździć z nogami do przodu. Dla fanów tego ułożenia na pewno będzie wygodnie. Zwłaszcza że siodło także zdaje się rozpieszczać. Pokonałem Night Rodem trasę 200 km z jednego przysiadu i choć może nie żałowałem za bardzo, że nadszedł już kres tej podróży, to bez wątpienia kolejne 200 przyjąłbym bez większej rozterki. Rollgaz zdaje się pracować z lekkim oporem, ale prymitywny, „śrubkowy” tempomat daje ulgę prawej dłoni. W V-Rodzie nadal dostępny jest znany ze starszych modeli układ ze śrubką, którą możemy dokręcić i zablokować rolkę. Nie jest to rozwiązanie najwyższych lotów, ani ze względów bezpieczeństwa, ani ergonomii, zwłaszcza biorąc pod uwagę współczesne, nafaszerowane elektronicznymi gadżetami konstrukcje, ale lepsze to, niż tępe trzymanie gazu na autostradzie. Prędkość przelotowa w granicach 140 km/h nie sprawia dużego dyskomfortu aerodynamicznego – spokojnie można uznać ją za marszową. Ale kiedy coś nam odbije bez większych oporów Night Rod poleci i katalogowe 225 km/h gwarantując przy tym całkiem niezłą stabilność, choć spory dyskomfort aerodynamiczny.

 

Choć go nie lubię, to nie zmienia to faktu, że to, mimo wszystko, prawdziwy Harley. Całe nadwozie wykonane jest z metalu – zarówno błotniki jak i atrapa zbiornika paliwa. Ten bowiem jest, no cóż, z tworzywa i schowano go pod siodłem. Zestaw zegarów jest także dość archaiczny, jak na współczesne czasy. To jest akurat fajne: trzy analogowe zegary – prędkościomierz, obrotomierz i paliwomierz. Widać, że projektant miał jakąś koncepcję i mimo swojej niemal pełnoletniości pojazd wygląda nadal dobrze. Na małym wyświetlaczu informacji jest niewiele. Możemy ustawić na nim zegarek, przebiegi dzienne (2), całkowity dystans i zasięg do następnego tankowania. Na pełnym zbiorniku możemy zrobić około 300 km.

 

Kolejnym, dramatycznym przeżyciem związanym z jazdą Night Rodem jest możliwość obcowania z (nie boję się tego napisać) absolutnie najgorszym ABS dostępnym na rynku. Mam wrażenie, że cofnąłem się w czasie, kiedy każda przejażdżka motocyklem z ABS kończyła się poszukiwaniem możliwości wyłączenia tego systemu. Ten w Night Rodzie głupieje nawet na najmniejszej nierówności. Delikatna tarka przed światłami na skrzyżowaniu gwarantuje nam, że zakończymy hamowanie za pasami dla pieszych po przejechaniu wycieczki staruszek z pobliskiego Domu Seniora. Bo choć potencjał hamulców wydaje się być bardziej niż wystarczający, to skandalicznie działający ABS sprawia, że aby to poczuć, musimy mieć niemal laboratoryjne warunki podczas hamowania.

 

Kiedy rozbieram motocykl na elementy stwierdzam, że prawie nic mi się w nim nie podoba. A tymczasem natłukłem nim, muszę przyznać, że nie bez przyjemności, już około 1000 km i kiedy mam do wyboru na parkingu kilka naprawdę ciekawym modeli, znów sięgam po kluczyki H-D. Może w tym właśnie tkwi jego magia? W masie mniejszych i większych niedoskonałości, przywar, które budują charakter tego motocykla. Bo czego jak czego, ale charakteru mu nie brakuje.

 

Trudno mi jest przyznać, że „nowatorską”, „nowoczesną” i „awangardową” maszynę z początku mojej kariery dziennikarskiej odprowadzam dziś do garażu historii (największym wyzwaniem będzie opuszczeniu go, zanim ktoś zamknie mi przed nosem drzwi i będziemy na siebie skazani na wieczność). Czynię to bez większego żalu. Choć bez wątpienia jest to motocykl, który ma wszelkie znamiona stania się w bardzo krótkim czasie niezwykle pożądanym klasykiem. Więc dlaczego nie sprawić go sobie już dziś?

 

Dane techniczne Harley-Davidson VRSCDX Night Rod Special

 

Silnik dwucylindrowy, czterosuwowy, cztery zawory na cylinder
Pojemność 1247 ccm
Stopień sprężania 11,5:1
Średnica cylindra / skok tłoka 105 mm / 72 mm
Układ paliwowy elektroniczny wtrysk paliwa
Chłodzenie cieczą i olejem
Skrzynia biegów pięciostopniowa
Sprzęgło wielotarczowe mokre
Przeniesienie napędu pas zębaty
WYMIARY I MASY  
Rozstaw osi 1705 mm
Wysokość siedzenia 675 mm
Masa (z pełnym bakiem) 302 kg
Dopuszczalna masa całkowita 488 kg
Zbiornik paliwa 18,9 l
Rezerwa 1,9 l
PODWOZIE  
Rama stalowa, rurowa
Przednie zawieszenie widelec upside-down, skok 102 mm
Tylne zawieszenie dwa elementy resorująco-tłumiące, skok 74 mm
Przedni hamulec dwa zaciski czterotłoczkowe, ABS
Tylny hamulec zacisk dwutłoczkowy, ABS
Przednia opona 120/70-19 Michelin Scorcher
Tylna opona 240/40-18 Michelin Scorcher
Osiągi  
Prędkość maks. 225 km/h
Moc 122 KM (90 kW) @ 8 000 obr/min
Maks. moment obrotowy 111 Nm @ 7250 obr/min
Spalanie 6,1 l/100 km
Cena 83 130 zł

 

Zostaw odpowiedź

Twój e-mail nie zostanie opublikowany