Dakar 2012 – etap piąty szczęśliwy dla Polaków! - Motogen.pl

Hołowczyc ponownie na pierwszym miejscu, a Łaskawiec tuż za pierwszą trójką.

Tym razem na zawodników czekało ciężkie zadanie. Nie dość, że wyznaczona trasa była bardzo ciężka nawigacyjnie, to kierowcy musieli zmierzyć się ze zdradliwymi wydmami. Na dodatek ulewne deszcze, jakie przeszły niedawno w okolicy, spowodowały konieczność zmiany szlaku zarówno dla motocyklistów i quadowców, jak i dla samochodów.

Doskonale poradził sobie po raz kolejny Łukasz Łaskawiec. Tym razem na mecie zameldował się na czwartym miejscu. Przed nim znaleźli się tylko bracia Patronelli oraz Maffei. Troszkę wolniej dzisiaj pojechał Rafał Sonik. Na metę wjechał z siódmym czasem. Mimo tego widać, że obaj zawodnicy po wyłączeniu z klasyfikacji generalnej nie poddają się i walczą na całego.

Także nasi motocykliście dojechali do mety. Nie obyło się jednak bez przygód. Jacek Czachor wywrócił się i wygiął kierownicę oraz poobijał rękę. Przez ponad 100 km musiał jechać z popękanymi owiewkami, krzywą kierownicą i kontuzją! Dzisiaj ostatecznie zajął doskonałe 18 miejsce.

„Jechaliśmy po piachu z camel grassem, czasem trasa wiodła przez rzeczki, czasem przez ich wyschnięte, bardzo zdradliwe koryta. Cały czas ciągnęliśmy na drugim biegu. Na prowadzenie wysuwał się ten, kto dysponował dużą siłą, udawało mu się rozpędzić motocykl i wrzucić kolejny bieg. Na 142 kilometrze, kiedy jechaliśmy w jednym z wyschniętych koryt z olbrzymimi kamieniami, ścięło mi przednie koło i upadłem. Obiłem sobie trochę lewą rękę, ale to nie było najgorsze. Pokrzywiłem mocno kierownicę i połamałem owiewki. Ciężko było kończyć special z tą krzywizną. Stąd moja strata czasowa. Ogólnie oceniam jednak ten przejazd bardzo dobrze i jestem zadowolony z tempa. Mam nadzieję, że uporam się bólem do jutra, najprawdopodobniej będę musiał wziąć jednak środki przeciwbólowe” – mówił Jacek Czachor.

 

Marek Dąbrowski także miał przygody na trasie. Zawodnik narzekał dzisiaj na motocykl, który zapewne ze względu na rozrzedzone powietrze nie chciał osiągać pełni swoich możliwości. Motocyklista dojechał do mety na 40 miejscu.

 

„Źle wyregulowałem zawieszenie. Gdy wyjeżdżałem z bardzo wąskiego wąwozu, gdzie trasa była bardzo rozjeżdżona, zgasł mi motocykl. To jest dość częste ze względu na wysokość, na której się znajdujemy. Rozrzedzone powietrze nie jest dobre dla wydolności silnika. Motocykl później nie osiągał swojej mocy, ciężko się jechało i trasa nie należała do najłatwiejszych. Jestem jednak na mecie, po odcinku, który zawsze był bardzo specyficzny i eliminował ze stawki sporą liczbę zawodników” – dodał Marek Dąbrowski.

 

Zwycięzcą tego etapu wśród motocyklistów był Cyril Despres. Drugi dojechał Coma, a trzeci zameldował się Barreda Bort na Husqvarnie.

Dzisiejszy dzień należał jednak do Krzysztofa Hołowczyca, który zakończył ten etap na pierwszym miejscu!

„Dwa dni temu prowadziłem w Rajdzie, dzisiaj udało mi się wygrać na odcinku specjalnym. Po dniu lekkiego kryzysu najwyraźniej odżyliśmy. Trochę inaczej skonfigurowaliśmy zawieszenie i od razu było to odczuwalne w stylu jazdy. Czerpaliśmy dzisiaj ogromną satysfakcję z rywalizacji. Zwycięstwo OS-owe jest bardzo przyjemne, przede wszystkim dało ono nam awans w klasyfikacji generalnej na drugą pozycję i zbliżyliśmy się do Stephana Peterhansela. Dało to nam poczucie, że jesteśmy ponownie w grze. Na odcinku specjalnym oczywiście nie obyło się bez drobnych przygód. Raz lądowaliśmy na kamieniu za wydmą. Właśnie wówczas, gdy Stephane zakładał ślad. Jutro to my otwieramy trasę, będziemy musieli sporo czyścić, ale jadę z Jean-Markiem jednym z najlepszych pilotów na świecie, więc z przyjemnością podejmiemy się tego wyzwania” – powiedział Krzysztof Hołowczyc.

Przygody na trasie miał też Adam Małysz. Dzisiaj zaliczył rolkę z wydmy. Na szczęście nic wielkiego się nie stało, ale nie obyło się bez pomocy kolegów z RMF Caroline Team podczas stawiania samochodu na koła.

 

Jutro zawodników czeka już szósty etap Dakaru. Kierowcy wyjadą z Argentyny przekraczając granicę Chile w miejscowości Paso San Francisco na wysokości 4700 m n.p.m. Wszyscy będą musieli zachować szczególną ostrożność wjeżdżając na zdradliwe tereny pustyni Atacama.