Dakar 2012 – dziewiąty etap bez niespodzianek - Motogen.pl

Motocykliści i quadowiec Rafał Sonik tym razem bez większych niespodzianek dotarli do mety kolejnego etapu.

Wczorajszy etap to przedostatni rozgrywany w Chile odcinek. Zawodnicy wjadą zaraz na zupełnie nieznane sobie terytorium Peru. Dojazdówka miała zaledwie 8 kilometrów, a sam OS liczył 556 km ze 120-km strefą neutralizacyjną. Meta została zlokalizowana w miejscowości Iquique. Zjazd na biwak odbywał się po słynnej ogromnej wydmie, która, mimo że jest niebezpieczna, sprawia zawodnikom wiele frajdy. Na jednej z takich wydm dachowanie zaliczył Krzysztof Hołowczyc.

Wczoraj na trasę Rajdu wyruszyło zaledwie 18 quadowców. Niestety, jak wiemy, wśród naszych zawodników na quadach zabrakło Łukasza Łaskawca. Kierowca czuje się nieźle, jednak do mety Dakaru dojedzie samochodem.

„Wczorajszy dzień zakończył mój występ podczas Rajdu Dakar. Udało mi się dojechać do 130 km odcinka. Od początku bardzo się kurzyło. 10 km po tankowaniu zakończył się mój udział w Rajdzie. Pękła przednia zwrotnica w moim quadzie i zaliczyłem kilka rolek. Na dodatek moja noga dostała oponami, dlatego jestem trochę poobijany. Pękł również zbiornik paliwa i na wydech zaczęło się lać paliwo. Udało mi się go szybko odkręcić, żeby quad się nie zapalił. Po mnie przyleciał helikopter, a quada w nocy zabrała »śmieciara«. Będzie z niego świetny pomnik muzealny. Będę musiał zbudować coś nowego, bo ten już się za bardzo zmęczony przejechanymi kilometrami. Teraz przesiadam się do samochodu asistance i jedziemy razem z Rajdem do Limy. Podejrzewam, że dopiero jutro wszystko zacznie mnie boleć. Dobrze, że podczas wypadku nie miałem dużej prędkości (dopiero zacząłem się napędzać). Tegoroczna edycja Rajdu Dakar nie jest korzystna dla Polaków…” – powiedział Łukasz Łaskawiec.

W stawce pozostał natomiast Rafał Sonik, który mimo zmęczenia przejechanymi już odcinkami, nadal odkręca gaz. Wczoraj był trzeci i stracił do lidera trochę ponad 28 minut. Na mecie jako pierwsi pojawili się wczoraj bracia Patronelli. Tradycyjnie czołówkę dopełnił Maffei.

W Rajdzie pozostało 120 motocyklistów. Oficjalne wyniki dziewiątego etapu w tej kategorii zostały skorygowane. Zawodnicy, którzy wymienili w swoich motocyklach silnik, zostali obciążeni dodatkowymi 15 minutami. Najszybsi na tym odcinku był Rodrigues. Za nim na mecie pojawił się Despres, a pierwszą trójkę dopełnił Svitko. Coma po korekcie czasów był szósty.

Nasi zawodnicy radzą sobie całkiem nieźle. Wczoraj Jacek Czachor zakończył zmagania na 18 pozycji, co daje mu 15 miejsce w generalce.

„Dużo jechałem w kurzu i bardzo mocno pilnowałem nawigacji, która okazała się dzisiaj moją dużą przewagą. Początek etapu to przeprawa przez dość trudną rzeczkę. Odcinek bardzo techniczny, szybki i kręty. Było też wiele partii z nawierzchnią fesz-fesz, ale ogólnie dobre tempo” – opowiadał Jacek Czachor.

Marek Dąbrowski również dojechał do mety. W klasyfikacji generalnej motocyklista jest obecnie na 35 miejscu. Wczorajszy odcinek zakończył natomiast jako 31.

„Długi etap. W jednym miejscu pobłądziłem i straciłem parę minut. Na koniec etapu czekał na nas niesamowicie długi zjazd z wydmy. Trzeba było na nim trzymać cały czas gaz, żeby motocykl trzymał swoją trajektorię, i żeby nie przelecieć przez kierownicę. Zawsze niesamowite uczucie towarzyszy temu przejazdowi. Cieszę się, że jestem na mecie” – mówił Marek Dąbrowski.

Hołowczyc wczorajszy etap zalicza do szczęśliwych, jednak nie obyło się bez przygód. Zawodnik był na mecie czwarty, a w generalce zajmuje trzecie miejsce.

„Etap rozpoczęliśmy z problemami ze zbyt wysoką temperaturą. Było to na około 5 kilometrów zaraz po starcie, na długich prostych, gdzie nie nadwyrężaliśmy auta, nie powinno się tak dziać. Mieliśmy 117 stopni i musiałem zdecydowani zwolnić. Jechaliśmy początek bardzo szybko, jednakże czujnie, aby nie przegrzać jednostki. Często puszczałem i dodawałem gazu i było ok. Kiedy skończyliśmy pierwszą część OS-u, dolaliśmy półtora litra wody i dalej spokojnie pojechaliśmy. Na dwadzieścia kilometrów przed metą strzeliliśmy jednak dacha. Szukaliśmy właściwej drogi. W momencie, gdy ją znaleźliśmy, zacząłem gwałtownie skręcać. Tam był jednak bardzo duży trawers, z którego zaczęliśmy zjeżdżać. Bałem się wyprostować auto, bo gdybym postawił je pionowo, pojechalibyśmy jeszcze jedno piętro niżej. Problem w tym, że nie było go widać i jeśliby go tam nie było, historia mogłaby się źle skończyć. A tak zrolowaliśmy na dach i zostaliśmy na boku. Zaczęli pomagać nam kibice oraz jeden z motocyklistów i udało nam się postawić samochód na koła. Oczywiście straciliśmy sporo czasu i oddaliliśmy się od lidera w genaralce. Był to jednak dobry OS; nawiązaliśmy walkę z Peterhanselem i dobrze, że jesteśmy na mecie” – komentował Krzysztof Hołowczyc.

Adam Małysz wraz z Rafałem Martonem pojawili się na mecie z 39 czasem.

„Ten zjazd okazał się zarąbisty. Jak już w połowie Rafał popuścił mi cugli, mogłem sobie jechać tak, jak chciałem i ile się dało” – cieszył się kierowca RMF Caroline Team. – „Ogólnie etap uważam za udany. Pierwsza część była bardzo trudna. Znów mnóstwo fesz-feszu. Ciężko się w tym jedzie, tym bardziej między ciężarówkami. Z kolei o ostatnich 100 kilometrach wszyscy mówili, że będą to trudne, wysokie wydmy. Mnie jechało się świetnie, bez przygód” – mówił.

Dzisiaj na zawodników czeka kolejny długi etap. Do przejechania będą mieli 694 km. Odcinek specjalny będzie liczyć natomiast 317 km. Kierowcy będą musieli bardzo uważać na nawigację. Czekają na nich także wydmy oraz zdradliwy piasek fesz-fesz.