Dakar 2012 – Sonik z czwartym czasem, „Hołek” zmniejsza starty - Motogen.pl

Wczorajszy dzień nie był łatwy. Zaraz na początku odcinka na zawodników czekała zdradliwa rzeczka, z którą nie wszyscy poradzili sobie najlepiej.

Przez dłuższy czas martwiliśmy się o Rafała Sonika, który długo nie pojawiał się na kolejnych punktach kontrolnych. Na szczęście wszystko skończyło się dobrze i nasz quadowiec zameldował się na mecie z czwartym czasem. Ponownie rywalizację czterokołowców zdominowali bracia Patronelli. Pierwszą trójkę, już niemal tradycyjnie, dopełnił Maffei. Do końca Rajdu nie pozostało już wiele i nikt nie odpuszcza.

Urozmaicony dzień mieli także motocykliści. Wczorajsze zmagania były dla nich pierwszym etapem odcinka maratońskiego. Oznacza to, że kierowcy jednośladów nocowali na innym, zamkniętym kempingu. Mechanicy nie mieli dostępu do ich maszyn, więc wszelkie konieczne naprawy zawodnicy musieli wykonać sami lub liczyć na pomoc innych motocyklistów. Dodatkowym utrudnieniem jest to, że przed dzisiejszą rywalizacją nie mogą wymienić kół.

Jacek Czachor dojechał wczoraj do mety odcinka na 20 miejscu. W generalce kapitan Orlen Teamu zajmuje natomiast 13 miejsce. Marek Dąbrowski w klasyfikacji jest 31, a wczorajszy czas pozwolił mu zająć 34 miejsce na etapie.

„Nie możemy wymieniać przede wszystkim kół. Za to istnieje możliwość skorzystania z tak zwanego szybkiego serwisu. Widziałem wielu zawodników, którzy naprawiali swoje motocykle na dojazdówkach. Dzisiejszy odcinek specjalny był podzielony na dwie części. Od razu na początku miałem problemy w rzeczce, która przecinała OS. Zbyt późno zeskoczyłem z motocykla i się zakopałem w mule. Później jechałem już płynnie. Bardziej męcząca była druga cześć trasy. Jechaliśmy cały czas po ostrych kamieniach. Mam lekko podbitą przednią felgę. Próbuję jechać jednak tyle co potrafię. Przed nami jeszcze dwa trudne dni i będę się starał jechać jak najlepiej” – komentował Jacek Czachor.

„Dzisiaj śpimy na zupełnie innym biwaku niż ekipy samochodowe. Organizator zawsze stara się urozmaicić motocyklistom rywalizację, stąd też etap maratoński. Mamy znaczone koła, których nie możemy wymienić i pokonamy na nich ponad 1000 km. Nie będzie również serwisu na biwaku, na szczęście trasa dojazdowa pokrywa się i dla zawodników i assistance więc mogliśmy dokonać drobnych napraw. Pierwsza część maratonu za nami. W Peru jest jeden wielki fesz-fesz, a krajobraz jest księżycowy. Peruwiańscy kibice przywitali nas równie gorąco co argentyńscy i chilijscy. Ludzie co prawda trochę zmaleli i ściemnieli, ale atmosfera rajdu jest nadal fantastyczna” – dodał Marek Dąbrowski.

 

Pierwsza trójka motocyklistów wczorajszego etapu przedstawia się następująco: Despres, Farres Guell i Coma. Zobaczymy jak dzisiaj poradzą sobie motocykliści podczas drugiej części etapu maratońskiego.

 

Mimo początkowych problemów z przegrzewaniem się silnika Krzysztof Hołowczyc odrobił nieco starty spowodowane awarią. Tym razem udało mu się dojechać do mety na szóstej pozycji. To pozwoliło mu przesunąć się w generalce na 11 miejsce.

 

„Po wczorajszym dniu nie spędziłem dobrej nocy. Oczywiście chodziły mi po głowie różne myśli łącznie z tym, że zastanawiałem się nad sensem dalszej rywalizacji. Ale pomyślałem sobie, że w sporcie nie jest sztuką wyłącznie wygrywać ale również podnosić się z momentów upadku. Początek etapu był trudny, mieliśmy problemy z przegrzewaniem się silnika. Okazało się, że po wczorajszym strzale w chłodnicę z liny pewne elementy nie były prawidłowo zamontowane. Podczas neutralizacji mechanicy poprawili mi osłonę chłodnicy i dolali trochę wody, która była zużywana przez silnik w nadmiernych ilościach. Zostały dwa ciężkie OSy, wierzę że silnik je przetrwa, a ja ponawiązuje jeszcze walkę na odcinkach specjalnych. Nie interesują mnie miejsca, które obecnie zajmuję, przyjechaliśmy tu po pozycję na podium i to już nie jest realne. Jedziemy więc dla siebie i dla kibiców. Jedziemy dalej” – powiedział na mecie Krzysztof Hołowczyc.

Dzisiejszy etap przebiegać będzie głównie przez wydmy. Motocykliści i quadowcy mają przed sobą 259 km dojazdówki oraz 245 km odcinka specjalnego. Samochody i ciężarówki przejadą dłuższą doajzdówkę – 412 km i taki sam OS jak motocykliści. Organizatorzy nazwali ten odcinek smokiem z Nazca, gdyż trasa przejazdu układa się właśnie w taki kształt.