Buell CR1125 - Motogen.pl

Jaki jest nowy Buell? Czy faktycznie jest Cafe Racerem z krwi i kości? Czy ma w sobie dość jadu, żeby wzbudzać emocje i stać się obiektem pożądania? Przekonajmy się!


Pierwszy kontakt z tą maszyną zrobi duże wrażenie na każdym miłośniku techniki. Motocykl wręcz ocieka ciekawymi detalami, bajerami i innymi delikatnymi smaczkami. Jeśli ktoś nie miał wcześniej styczności z maszynami tego producenta, może wręcz doznać lekkiego szoku. Wszystko jest tutaj inne i trochę na opak w porównaniu do tego, co oferuje konkurencja i co przyjęło się uważać za standard.


Zbiornik paliwa jest tylko atrapą. W praktyce to nic innego jak tylko plastikowa nakładka skrywająca pod spodem filtr powietrza. Paliwo natomiast jest w… imponujących rozmiarów ramie! Olej dla odmiany znajdziemy w masywnym tylnym wahaczu. Przedni hamulec również nie ma nic wspólnego ze standardem. Jest to bowiem tylko jedna tarcza, ale za to monstrualnej średnicy, niewiele mniejszej od 17-calowej obręczy koła, do której ją bezpośrednio przykręcono. Do tego dołożono aż ośmiotłoczkowy zacisk hamulcowy! Do przeniesienia napędu na tylne koło, zamiast klasycznego łańcucha, zastosowano pasek. Szeroka kierownica ma przedziwny kształt i nietypowe dla tego typu sprzętów mocowanie. Również nieprzyzwoicie wielki tłumik, umieszczony pod silnikiem, ma niewiele wspólnego z tym, co zwykle widzimy w innych jednośladach. Lista podobnych udziwnień w tym motocyklu jest naprawdę długa.


Jedno jest pewne – nie jest to sprzęt, obok którego można przejść obojętnie. Powiem więcej, jest to prawdziwy typ spod ciemnej gwiazdy, którego albo od pierwszego kontaktu polubi się do bólu, albo będzie szczerze nienawidzić do końca znajomości. Tak, motocykl swoim wyglądem budzi respekt i wzbudza emocje. Dokładnie tak, jak przystało na rasowego wojownika ulicy.


Z jednej strony znajdziemy w nim gromadę ładnych i delikatnych detali, jak choćby zgrabne kierunkowskazy typu LED czy przedni reflektor o ciekawym kształcie wkomponowany w zgrabną mini owiewkę, z drugiej zaś trudno będzie np. oderwać wzrok od dwóch wielkich obudów chłodnic, umieszczonych po obu stronach motocykla, przez które maszyna ta wygląda jak napakowany sterydami zabijaka.


OK, niech więc będzie – Buell, choć zdecydowanie wykraczający poza szeroko rozumiane standardy, technicznie i stylistycznie jest rasową uliczną wyścigówką, która wydaje się mieć potencjał. Takich motocykli w znakomitej większości nie kupują jednak grzeczni chłopcy, dla których walory wizualne i suche cyfry są najważniejsze. W takich sprzętach liczy się ogień, moc i emocje. Cafe Racery są generatorami czystego funu. Czas więc przekonać się, czy nowy Buell CR to kolejna typowa bulwarówka, która jedynie dobrze wygląda stojąc zaparkowana pod modną knajpą, czy jest to sprzęt, który ma do zaoferowania coś więcej niż robienie dobrego wrażenia wyglądem.
 

Noga przez siodło, kluczyk w stacyjce i… pierwsze zdziwienie. Jako że jest to V-ka, oczekiwałem, że motocykl będzie zgrabny i jak osa wąski w talii. Wrażenie jednak jest zupełnie inne. Owszem, Buell jest krótki i zwarty, ale siedząc na nim trudno się oprzeć wrażeniu, że jest to kawał motocykla. Pozycja za kierownicą daleka jest od tej, którą serwują nam klasyczne naked bike’i, ale nie jest też przesadnie sportowa. Na pewno wymaga przyzwyczajenia.

 

Uruchomiłem silnik i tu kolejne zaskoczenie. Koniec z wibracjami, przez które oczy same zachodziły mgłą! Każdy, kto miał do czynienia z Harleyami albo poprzednimi Buellami, w których montowane były silniki pochodzące w prostej linii z H-D, wie o czym mowa. O ile w statecznych cruiserach takie telepanie może mieć swój urok, o tyle w fighterze było to co najmniej nie na miejscu. Teraz wibracje są nieporównanie mniejsze i już nie drażnią tak bardzo. Hydrauliczne sprzęgło pracuje bez zarzutu. Wbijam pierwszy bieg i jazda.

 

Podczas pokonywania pierwszych kilometrów w zatłoczonym mieście w upalny, letni dzień motocykl nie rzucił mnie na kolana niczym specjalnym. Wykonywał grzecznie i bez sprzeciwów wszystkie polecenia wydawane przez szofera i chyba w ten sposób uśpił moją czujność. Dopiero w chwili, gdy warunki wreszcie pozwoliły na nieco ambitniejszą jazdę i ciągłe „dawanie pełnych kotłów”, wyszło na jaw jaka ta „Buła” jest naprawdę.

Jeśli miałbym jednym słowem podsumować jak ten motocykl jeździ, powiedziałbym o nim „nerwus”. Bez względu na to, czy rzecz dotyczy jazdy w trasie, mieście czy wygłupów niekoniecznie na dwóch kołach, jeśli tylko człek odważy się nieco śmielej obchodzić z manetką gazu, motocykl pokazuje kły. A zębiska ma niemałe i ostre…

 

Od samego początku bardzo mi się to spodobało. W czasach, gdy prawie wszyscy czołowi producenci uparcie dążą do budowania maszyn bliskich ideału, motocykle zaczęły tracić swoje charaktery. Mimo że są często piekielnie szybkie i skuteczne w tym, do czego zostały stworzone, stają się po prostu nudne. To pojęcie jest zupełnie obce Buellowi. Zdecydowanie nie jest to kolejny ugłaskany idiotoodporny motocykl, na którym szybko jeździć może każdy Kowalski, który ma odrobinę fantazji i brak instynktu samozachowawczego. Nową CR-ką da się jechać szybko i agresywnie, ale staje się ona wtedy bardzo wymagająca. Przez cały czas trzeba zachowywać czujność. W przeciwnym razie można narazić się na ból i koszta.

 

Na dłuższą metę może stać się to jednak trochę uciążliwe, ponieważ bez względu na to, czy agresywnie pokonujemy zakręty, czy jedziemy z dużą prędkością, trudno czuć się na nim pewnie. Stabilność jest pojęciem obcym dla tego motocykla, a z równowagi potrafi wyprowadzić go mała nierówność, drobna korekta toru jazdy w złożeniu czy nawet podmuch bocznego wiatru.

 

Ponadto motocykl jest niesamowicie podatny na shimmy. Niestety, nie posiada amortyzatora skrętu, a przydałby się on tutaj w jak w mało którym motocyklu. To także powoduje, że trudno nie mieć do niego respektu.

 

Serce Buella jest znacznie bardziej ułożone i przewidywalne niż podwozie. Oddaje moc równo i bez wysiłku, od samego dołu aż po najwyższe rejestry obrotów. Wykorzystywanie potężnego ciągu, który oferuje nawet na niskich obrotach, to naprawdę wielka frajda.

 

Sposób oddawania mocy w połączeniu z cichym (niestety) wydechem powoduje, że często dopiero rzut oka na prędkościomierz uświadamiał mi, jak szybko się przemieszczam. Ten sprzęt zdecydowanie ma moc i zbiera się tak dobrze, że trudno oprzeć się pokusie, aby ciągle mocno nie odkręcać.

 

 

 

 

Jakby tego było Wam mało i do głowy przyszłoby Wam porozrabiać, to proszę bardzo… Guma? Pierwszy, drugi czy trzeci bieg – co kto lubi! Chcecie powerslide’ów na wyjściu z zakrętu? Nic prostszego! Wystarczy zdecydowanie odwinąć manetkę i trzymać się kierownicy. Motocykl przy zabawach na przednim i tylnym kole tudzież robieniu zadymy czuje się jak przysłowiowa ryba w wodzie… Nie tylko nie daje przy tym cienia sprzeciwu, ale zdaje się ciągle prosić o więcej!

 

Warto też wspomnieć, że silnik zdecydowanie nie narzeka na brak apetytu. Spalanie na poziomie 8,5–9 l/100 km w trasie przy dynamicznej jeździe z prędkością rzędu 160–180 km/h to norma. Przy typowym „terrorze miasta” wyniki na poziomie 12–13 l na setkę to naprawdę pikuś i żaden wyczyn. Częste wizyty na stacjach przestały mnie dziwić już po dwóch wieczorach w siodle. Cóż, motocykl musi solidnie „zjeść”, żeby mógł dać coś w zamian…;)

Skrzynia biegów działa bez zarzutu, choć moim zdaniem jest zestopniowana odrobinę „za ciasno”. Biegi, szczególnie pierwsze, są po prostu nieco za krótkie. Można do tego przywyknąć, ale narzucając ostre tempo trzeba się bardzo namachać lewą stopą, a przy takim zapasie mocy i momentu obrotowego wydaje się to być trochę pozbawione sensu.

 

Hamulce, choć niekonwencjonalne, nie ustępują w niczym tradycyjnym układom. Są mocne, łatwo dozowalne i wystarczająco odporne na przegrzanie. Motocykl seryjnie wyposażony jest w przewody hamulcowe w stalowym oplocie, co dodatkowo poprawia precyzję ich działania i podnosi próg zmęczenia cieplnego. Spokojni mogą być także wszyscy ci, którzy obawiają się ściągania motocykla na prawą stronę przy hamowaniu. Efekt taki po prostu nie występuje nawet przy bardzo intensywnym heblowaniu czy jeździe na przednim kole. Przy stoppie bardziej dokucza zbyt miękki i mocno nurkujący widelec przedniego zawieszenia.

 

Z nieukrywaną radością i czystym sumieniem mogę dziś powiedzieć, że CR-ka Buella jest rasowym Cafe Racerem. Nie jest to kolejny motocykl typu „wanna be”, który nadaje się do wszystkiego, czyli… do niczego. Jest to sprzęt z prawdziwym charakterem i udowadnia to na każdym kroku. Motocykl został stworzony dla konkretnych facetów, którzy wiedzą czego chcą. Zdecydowanie nie jest to sprzęt dla początkujących i średnio wprawnych riderów. Śmiem twierdzić, że w bardzo wielu sytuacjach byłby dla takich jegomości bardziej niebezpieczny niż którykolwiek z topowych litrowych supersportów! Jego żywiołem nie są trasy, tory wyścigowe czy codzienna przepychanka z samochodami w korkach. Do takich rzeczy wymyślono lepsze motocykle.

 

To jest prawdziwa „Buła” z piekła rodem, wypiekana w czarcim piecu, a jej środowiskiem naturalnym jest uśpione nocą miasto. Tylko tam może toczyć walkę ze śmiałkiem, który jej dosiądzie i z innymi odważnymi, którzy podejmą wyzwanie rzucane przez diabelski duet, jaki można z tym motocyklem stworzyć. Jeśli ktoś tego nie czuje… Cóż, zdecydowanie nie powinien patrzeć w kierunku tego motocykla i raczej rozejrzeć się za zwykłym, przeciętnym, spokojnym, wygodnym, japońskim nakedem, pędzonym małym rzędowym silnikiem.

 

Szkoda tylko, że w obliczu problemów finansowych grupy H-D okazało się, że, zgodnie z oficjalnym oświadczeniem producenta, motocykle marki Buell znikną z rynku.

 

Zostaw odpowiedź

Twój e-mail nie zostanie opublikowany