Bell M5X - legenda - Motogen.pl

Firma Bell jest znana na całym świecie. W Polsce jednak, marka ta raczej zamiast popularnej, określana jest mianem „historycznej”. Starsi motocykliści z łezką w oku wspominali stare dzieje, widząc duży czerwony napis na skorupie.

 

Nic dziwnego, wystarczy wspomnieć, że to właśnie w kaskach Bell jeździli tacy zawodnicy jak Kenny Roberts, Eddie Lawson czy Jeremy Mc Grath. Dziś te nazwiska przewijają się głównie w chwili, gdy producenci przygotowują repliki malowania dla swoich produktów w barwach, jakie nosili wspomniani mistrzowie lata temu. Na szczęście marka Bell znowu zawitała do naszego kraju. Po dotychczasowych testach innych Belli – modelu M4R oraz Jet R/T a w łapy naszej redakcji wpadł niemalże najwyższy model z gamy kasków integralnych.

 

Twardy orzech do zgryzienia
Niemalże najwyższy, ponieważ prezentowany dziś model M5X występuje również ze skorupą wykonaną z Carbonu. Normalna wersja posiada skorupę z włókna kompozytowego w technologii ULM (ULTRA-LIGHT-MULTIAXIA). Co nieczęsto się zdarza, marketingowe frazesy w tym przypadku rzeczywiście mają odzwierciedlenie w rzeczywistości. Kask okazuje się niezwykle lekki. Skorupa ma charakterystyczny wygląd z bardzo krótko wysuniętą szczęką. Zarówno wzdłuż kanałów wentylacji górnej, na dole obok wlotów oraz tuż za wizjerem znajdziemy sporej wielkości przetłoczenia. Ogólnie patrząc na ten model Bell-a widzimy nowoczesny produkt, który jednak, zwłaszcza w krwistoczerwonym malowaniu z białym pasem wygląda „oldschoolowo”.

 

Okienko na świat
Wykonany z Lexanu wizjer jest najgrubszą szybką do kasku motocyklowego, jaką widziałem. 3.2 milimetra to zdecydowanie więcej niż oferuje konkurencja. Cała konstrukcja przypomina nieco… rozwiązania stosowane w kaskach samochodowych. Otwór wizjera oraz szyba jest ponad centymetr niższa od średniej kilku kasków różnych marek, które akurat miałem pod ręką (rozwiązania Sharka, AGV, Shoei, Arai). Różnica patrząc z zewnątrz jest wyraźna, ale mając kask na głowie nie stanowi to większego problemu. Ciekawie i bardzo solidnie wygląda mocowanie wizjera do skorupy, ale przy okazji jest ono również największą bolączką tego kasku. System opiera się na metalowym elemencie, który z obu stron przykręcony jest śrubą imbusową. Aby zdjąć wizjer potrzebujemy klucza imbusowego i paru minut czasu na odkręcenie czterech śrub. Z jednej strony takie rozwiązanie podnosi bezpieczeństwo i minimalizuje możliwość zerwania wizjera podczas wypadku, z drugiej jest upierdliwe – coś za coś.

 

Upierdliwy jest też brak wytłoczki na szybie ułatwiającej podnoszenie wizjera. Musimy przez to włożyć palec w wytłoczenie skorupy – w wyścigowych rękawicach wymaga to przyzwyczajenia. Sama szyba działa bezstopniowo, możemy więc ustawić ją idealnie na wysokości, jaka nam odpowiada. Jej położenie nie zmienia się nawet pod naporem wiatru przy wysokich prędkościach.

 

Warte wspomnienia są zastosowane powłoki No fog oraz No drop. Ta pierwsza zapobiega parowaniu i co zaskakuje, rzeczywiście spełnia swoją funkcję. Z moich poprzednich doświadczeń wynika, że jedynym skutecznym rozwiązaniem jest „pin lock”, a wszelkie inne warstwy stosowane przez producentów są nic niewarte. Niemniej jednak podczas deszczu i temperatury około +10 stopni szyba nie parowała. Druga z powłok zapobiega zbieraniu się wody na wizjerze. Ujmując krótko – w stosunku do wizjerów bez tej powłoki rzeczywiście widać różnicę, woda nie zbija się w duże krople, a malutkie kropelki bardzo szybko spływają nawet przy niskich prędkościach.

 

Wyściółka
Do jej wykonania posłużyła tkanina o orientalnie brzmiącej nazwie Shalimar oraz anty alergiczna Dry-fast-dry. Wyściółka w dotyku przypomina bardzo miękką, śliską, miłą dla skóry gąbkę. Tak też się zachowuje, nawet podczas intensywnych treningów na torze przy wysokich temperaturach, moja twarz nie była zlana potem, całość pochłaniała wyściółka. Tak duża możliwość absorpcji potu sprawiała, że przy torowej jeździe, przy standardowych cyklach podziału na grupy, czyli odpoczynku 20-30 minut, zakładając kask był on w środku nadal mokry. Trudno jednak takie zachowanie uznać za wadę – zdecydowanie lepsze to niż pot ściekający do oczu, jednak czas potrzebny na wysuszenie kasku jest wyraźnie dłuższy. Natomiast podczas normalnej, szosowej eksploatacji wyściółka sprawdzała się znakomicie. Trzeba wspomnieć, że czerwony kolor wnętrza dość szybko się brudzi. Na szczęście w pełni wypinana wyściółka pomaga utrzymać wnętrze w czystości.

 

Wentylacja
Na układ wentylacji Bell-a M5X składają się dwa górne wloty, dwa ujścia ciepłego powietrza oraz dolny nawiew na szybę oraz twarz. Górne wloty nie są regulowane – bo jak twierdzi producent – jest to kask sportowo-torowy i w warunkach do jakich został przeznaczony i tak każdy by miał otwartą wentylację. Problem w tym, że sama skuteczność nawiewów jest ledwo wyczuwalna.

 

Lepiej radzi sobie regulowany wlot kierujący powietrze na szybę i twarz. Szkoda, że ogólnie rzecz biorąc wentylacja w Bellu jest mało wydajna.
 

Podsumowanie
Z Bell-a M5X korzystałem głównie podczas wyjazdów na tor oraz krótkiej jazdy szosowej i właśnie w takich warunkach garnek ten sprawdzi się najlepiej. Właściciele sportowych motocykli poruszający się po drodze i lubiący wypady na tzw. szybkie i kręte trasy również będą zadowoleni. Z pewnością M5X nie jest dobrym wyborem dla poszukujących uniwersalnego integrala do turystyki czy codziennej spokojnej jazdy.

 

Kwota 1800 zł jaką musimy wydać na ten model Bell-a nie jest najniższa, a mając do dyspozycji takie pieniądze w zasięgu naszych możliwości znajdują się np. Shoei XR-1100, HJC HQ 1 Lordship, Schuberth R1, Arai Chaser czy Suomy Vandal. Co zatem przemawia za wyborem Bell-a? Z pewnością jakość wykonania: powłoki lakiernicze i spasowanie elementów jest świetne i nie ma tu do czego się przyczepić. Według niezależnych testów SHARP, model M5X dostał najwyższą ocenę, 5 gwiazdek. Poza tym kupując ten kask w komplecie dostajemy wysokiej jakości torbę, deflektor pod szczękę, nosek oraz przyciemnianą szybę. To pozwala nieco łagodniej przełknąć cenę, bo za takie rzeczy u konkurencji trzeba słono płacić (nawet do 300 zł za szybę Arai!). Do tego dochodzi jeszcze niespotykany wygląd i prestiż marki z tradycjami, który trudno przeliczyć na złotówki.

 

Plusy:

  • bardzo dobra jakość wykonania,
  • solidny wizjer,
  • komfort,
  • dużo dodatków w komplecie,
  • niska masa.

 

Minusy:

  • nieregulowana wentylacja,
  • wymiana szyby wymagająca narzędzi,
  • cena.

Zostaw odpowiedź

Twój e-mail nie zostanie opublikowany