Albania i Suwalszczyzna - subiektywny niecodziennik porównawczy. - Motogen.pl

autor: Kazimierz Owczarek

Laweciarze

Stało się. Nadszedł moment kiedy planując motocyklowy urlop na liście spraw do załatwienia znalazł się punkt „wynająć przyczepę na motocykle”. Jeszcze kilka lat temu obiekt drwin – panowie w samochodach z pięknymi czystymi motocyklami na lawecie. Wyprawa motocyklowa w stylu emeryta zza zachodniej granicy. Na szczęście w naszym wypadku nie chodzi o wygodę. No może troszkę. Na wyjazd mamy 10 dni i nie chcemy tracić czasu na przeloty autostradowe. Głównym powodem jest jednak to że motocykle zostały przyodziane w opony terenowe. Pokonanie na nich około 2000km po autostradach przy wysokich temperaturach prawdopodobnie mocno nadszarpnęłoby ich stan.

Uff, jest wymówka – jedziemy z lawetą bo szkoda opon. Zaprzyjaźniona firma użycza nam przystosowaną do transportu motocykli lawetę. Fantastycznie, koszt wyjazdu zdecydowanie spada. Trzeba tylko dokonać napraw „kosmetycznych” usterek przyczepy. Podczas kontroli działania świateł, wydający mi lawetę kolega dyryguje:

            – Stop. Jest.

            – Lewy kierunek. Jest.

– Prawy. Jest

– Stop i kierunek. Nooo.

– Stop i drugi kierunek. Nooo.

– Co znaczy „nooo”? – pytam.

– Noo znaczy, że jest, aleee…

– Jakie ale?

– Ano takie, że jak świeci się stop i włączasz kierunek to mruga absolutnie wszystko.

  Ale spoko, nie przejmuj się. Już tak jeździliśmy. Trzeba tylko pamiętać żeby nie włączać kierunków podczas hamowania.

 

No tak. Jasne, że też ja na to nie wpadłem! Ale co tam, darowanemu koniowi… Pakuję motocykl na przyczepę i ruszam na południe Polski z silnym postanowieniem żeby nie hamować kiedy sygnalizuję skręt.

Kolejnego poranka spotykam mojego towarzysza podróży i zabieramy się za „reanimację” przyczepy. Mamy lekkie obawy, że policja w Austrii może nie zrozumieć zasady „jak hamuję to nie mogę używać kierunkowskazów”. Rozbieramy wtyczkę przyczepy. Strzał w dziesiątkę. Ktoś postanowić uszczelnić niezaizolowane przewody wstrzykując do wnętrza wtyczki potężną ilość bliżej nieokreślonego smaru. Czyścimy, izolujemy, testujemy. Działa! Jeszcze tylko dopompować koło zapasowe, zapakować graty i można ruszać.

Po powrocie czuję się uprawniony do odpowiedzi na pytanie „czy warto jechać z lawetą?”. Warto, jeśli dojazd w wymarzone „piękne okoliczności przyrody” ma zająć dwa dni monotonnego autostradowego przelotu. Warto, jeśli tak jak my, przyodzialiście motocykl w opony enduro i chcecie aby w momencie zjechania z asfaltu były w dobrej kondycji. Jeśli jednak stresują was spojrzenia przemykającej na dwóch kołach braci motocyklowej. (Spojrzenia mówiące  „cooo, na dwóch kółkach się nie chciało! Emeryturka, co?!”) To sugeruję pogodzić się ze świadomością znikającego błyskawicznie bieżnika i zarzucić pomysł przejazdu z przyczepą.